W tym roku mija 20 lat, od kiedy zagrał Hannibala Lectera w "Milczeniu owiec". Rola przyniosła mu Oscara, ale przede wszystkim zapewniła miejsce w historii kina. Psychiatra kanibal w wykonaniu Hopkinsa stał się ucieleśnieniem zła. Diabłem współczesnej popkultury. Tylko Darth Vader z "Gwiezdnych wojen" może się z nim ścigać w rankingach najczarniejszych charakterów wszech czasów.
Zobacz fotosy z filmu
Ci, którzy obejrzą "Rytuał" Mikaela Hafstroema, będą mieli uczucie déja vu. Hopkins jako ksiądz egzorcysta Lucas Trevant używa do straszenia tych samych sztuczek co dwie dekady temu. – Wiem, jak wzbudzać w ludziach strach – zapewnia w wywiadach z okazji promocji hollywoodzkiego thrillera. – Wystarczy być cichym, spokojnym. Nie używać nadekspresji.
Na ekranie jest powściągliwy, wręcz flegmatyczny – niczym rasowy brytyjski dżentelmen. Tylko ledwo zauważalny błysk w oku zdradza, że pod łagodną powierzchownością może czaić się bestia.
Ta metoda sprawdziła się w "Milczeniu owiec". Działa również teraz. Bez Hopkinsa film Hafstroema straciłby co najmniej połowę wartości. Zwłaszcza że reżyser, jakby nie wierząc do końca w talent aktora, przyprawia jego występ kiczowatymi efektami specjalnymi.