Jedyni żołnierze, którzy niosą życie

Piotr Andrews, Reuters, wyróżnienie – Wydarzenia – fotoreportaż

Publikacja: 21.06.2011 11:28

Jedyni żołnierze, którzy niosą życie

Foto: Reuters

W listopadzie 2010 roku spędziłem w Afganistanie trzy tygodnie ze szwadronem MEDEVAC. To grupa helikopterów medycznych, które lecą na ratunek wszystkim: żołnierzom rannym od kul i wybuchów, cywilnym ofiarom wypadków. Fotografuję konflikty zbrojne od 20 lat i jest to jedyny znany mi oddział, który niesie życie, a nie śmierć. W każdym z helikopterów znajdują się cztery osoby: dwóch doświadczonych pilotów, paramedyk i ochraniający go załogant. Muszą być obeznani z sytuacjami bojowymi, bo pracują w różnych okolicznościach. Jednego dnia wylatują kilka razy – ratują poparzone dzieci, żołnierzy bez kończyn, lądują w czasie bitew.

Zobacz więcej zdjęć

Kategoria Cywilizacja

Żołnierze z MEDEVAC są narażeni na zupełnie inny stres niż większość ich kolegów. Na patrolach czasem zdarzają się ofiary, zwykle pojedyncze. Natomiast paramedycy codziennie widzą ludzkie cierpienie: urwane nogi i ręce, trupy. Są z rannymi w najbardziej krytycznych momentach – muszą zapewnić pierwszą pomoc i przetransportować ich do szpitala. Walczą o każdą sekundę. Sam niejednokrotnie nie robiłem zdjęć, bo prosili, żebym odłożył aparat i pomógł. Trzymałem kroplówki, rozmawiałem z rannym, gdy oni opatrywali mu urwane nogi.

Na jednym ze zdjęć widać kroplówkę, to symbol nieudanej misji. Przyszło wezwanie do rannego żołnierza. Lecimy. Medyk już podwiesił kroplówkę, był gotowy ratować. Gdy wylądowaliśmy, do helikoptera wniesiono tylko czarny worek. Nie sfotografowałem chwili, w której medyk spojrzał na ten worek, przeżegnał się, a potem patrzył już tylko za okno. Inny widoczny na zdjęciu żołnierz, opierający się o karabin, to ranny. Odniósł uraz ciśnieniowy podczas wybuchu miny – idące od ziemi w górę ciśnienie „zamyka się" nad głową, powoduje wstrząs mózgu. Paramedyk mimo zamieszania zauważył, że żołnierzowi wycieka z ucha strużka krwi, i natychmiast wciągnął go do helikoptera.

Żołnierze i medycy MEDEVAC to niesamowici ludzie, mają niezwykły system wartości. Ale są też po prostu fajni, po powrocie do bazy mało mówią o pracy. Inaczej by zwariowali. Trafili do szwadronu w różnych okolicznościach. Jeden z chłopaków zaciągnął się do armii dzień po ataku na WTC, w wieżach zginął jego brat. Inny, czarnoskóry, chciał grać w NBA, ale w środowisku, z którego pochodził, nie miał szans na karierę sportową. Od 16 lat jest w wojsku. Było też dwóch bliźniaków – jeden w MEDEVAC, drugi w marines. Za każdym razem, gdy ten pierwszy wylatywał na ratunek, modlił się, by nie chodziło o jego brata.

Byłem już w Afganistanie w 2001 i 2002 roku, po tak zwanym wyzwoleniu od talibów. Ich oddziały się rozpierzchły i przyczaiły, wtedy było bezpiecznie. Mogłem swobodnie poruszać się po mieście, wyjeżdżać do prowincji Bamyian, robić zdjęcia miejscowym.

Fotografowie byli przyjmowani serdecznie i gościnnie. Ale szybko się to zmieniło. W listopadzie, gdy towarzyszyłem Amerykanom, musiałem przestrzegać procedur. Właściwie nie miałem okazji spotykać cywilów, poza rannymi, bo wojsko ma coraz mniej kontaktu z ludnością. Żołnierz nie podejdzie do afgańskiego dziecka, by dać mu cukierka, ponieważ ono może zdetonować na sobie ładunek wybuchowy. Były takie przypadki. Realia naszej pracy się zmieniły, dlatego agencja Reuters zawsze zatrudnia fotografów po obu stronach konfliktu – w Palestynie, Izraelu, Iraku czy Afganistanie. Dzięki temu możemy pokazać pełen obraz wydarzeń.

Praca fotoreportera w strefie konfliktu jest coraz bardziej niebezpieczna. Kiedyś byliśmy przyjmowani jako bezstronni obserwatorzy, których zadaniem jest pokazywanie wydarzeń. Ale podczas wojny w Jugosławii coś się zmieniło. Staliśmy się niewygodnymi świadkami zbrodni, którzy swoimi zdjęciami mogą obciążyć winnych. Razem z kolegą sfotografowałem ostatnią masakrę w Sarajewie, dwa dni po publikacji zdjęć zaczęły się naloty NATO na pozycje serbskie. Wtedy czułem, że moja praca przyczyniła się do czegoś dobrego. Dziś w strefach konfliktów jesteśmy niechciani i traktowani podejrzliwie. Fotoreporter to agresor, łakomy kąsek dla porywaczy. Dlatego tak wielu z nas ginie.

W listopadzie 2010 roku spędziłem w Afganistanie trzy tygodnie ze szwadronem MEDEVAC. To grupa helikopterów medycznych, które lecą na ratunek wszystkim: żołnierzom rannym od kul i wybuchów, cywilnym ofiarom wypadków. Fotografuję konflikty zbrojne od 20 lat i jest to jedyny znany mi oddział, który niesie życie, a nie śmierć. W każdym z helikopterów znajdują się cztery osoby: dwóch doświadczonych pilotów, paramedyk i ochraniający go załogant. Muszą być obeznani z sytuacjami bojowymi, bo pracują w różnych okolicznościach. Jednego dnia wylatują kilka razy – ratują poparzone dzieci, żołnierzy bez kończyn, lądują w czasie bitew.

Pozostało 84% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu