Islandia ma około 300 tysięcy mieszkańców. Nie wiem, jaki jest wśród nich procent ludzi złamanych przez życie i zepchniętych na margines, ale sądząc po filmach z tego kraju, stanowią przygniatającą większość obywateli.
Kinematografia z tej niewielkiej wyspy jest bardzo młoda. A o islandzkim kinie zrobiło się głośno dopiero na początku XXI wieku – dzięki słynnej wokalistce Björk oraz reżyserowi Dagurowi Káriemu.
Ona zagrała w musicalu Larsa von Triera "Tańcząc w ciemnościach" (2000), który zdobył Złotą Palmę w Cannes. On nakręcił "Nói Albinói" (2003). Czarująca opowieść o ekscentrycznym 17-latku próbującym wyrwać się z małej zaśnieżonej miejscowości w wielki świat zdobywała nagrody na międzynarodowych festiwalach. A przede wszystkim stworzyła wizerunek Islandii jako ojczyzny buntowników i oryginałów.
Ten obraz umacnia również "Parking królów" Valdis Óskardóttir, cenionej montażystki – m.in. "Zakochany bez pamięci" i "Czyngis-chan" – która od czasu do czasu staje za kamerą. "Parking królów", podobnie jak "Nói Albinói", jest opowieścią o ucieczce. Tyle że w odwrotną stronę. Chłopak z filmu Káriego chciał uniknąć szarej egzystencji wśród fiordów. Bohaterowie przedstawieni przez Óskardóttir stronią od cywilizacji, zaszywając się na tytułowym parkingu, nie mającym jednak nic wspólnego z królewskim majestatem.