Reklama

Joanna Łapińska: Na festiwalu czuje się różnorodność, ale też uważność twórców

Festiwalowi zawsze towarzyszyło zainteresowanie, ale w tym roku jest naprawdę szaleństwo – mówi Joanna Łapińska, dyrektorka artystyczna rozpoczynającego się w poniedziałek Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Publikacja: 19.09.2025 04:27

Joanna Łapińska, aut. Anna Rezulak

Joanna Łapińska

Joanna Łapińska, aut. Anna Rezulak

Foto: Anna Rezulak

Jakie znaczenie ma festiwal dla polskiego kina?

50. edycja to rzeczywiście dobry moment, żeby takie pytanie zadać. Spojrzeć wstecz, ale też zastanowić się nad przyszłością imprezy. Przez pięć dekad festiwal płynął po różnych wodach, ale zawsze był ważny. To jest wspaniała przestrzeń do prezentacji polskiego kina – tego bieżącego, ale też klasyki. Miejsce ważne dla środowiska, dla dyskusji, inspiracji. Festiwal jednoczy ludzi kina – różne grupy zawodowe. Ale też, co jest ogromnie ważne, ma ogromną siłę promocyjną. Już sama prezentacja filmu w Gdyni sprawia, że zmienia się nim zainteresowanie, dystrybutorzy poszerzają kampanie promocyjne, większe jest zainteresowanie innych, mniejszych krajowych festiwali i przeglądów, a przede wszystkim widzów. Bardzo staramy się polskiemu kinu pomóc. I żeby pomóc młodym artystom, na początku ich drogi.

Reklama
Reklama

Festiwal wypracowuje ekwiwalent reklamowy w wysokości 129 mln. Nie ma innego wydarzenia filmowego w Polsce, które miałoby taki wynik.

Joanna Łapińska, dyrektorka artystyczna FPFF w Gdyni

W festiwalu zawsze przeglądała się polska historia. Jaki obraz wyłania się z filmów dzisiaj?

Czuje się tu różnorodność, ale też uważność twórców. Powstaje dużo filmów opisujących nasz dzień dzisiejszy pełen też lęków. W ubiegłym roku aż trzy filmy opowiadały o wojnie w Ukrainie, jeden – Agnieszki Holland – o sytuacji na granicy białoruskiej. Ta granica wróci w tym roku. Podobnie jak temat migracji, strach przed obcymi. Nasze współczesne pytania odbijają się zresztą również w produkcjach historycznych. 

Widać na ekranie podział społeczeństwa? Polityczny? Społeczny?

Zdecydowanie tak. I to wybrzmi nie tylko w fabułach. Także w dokumentach, które pokażemy na festiwalu w niekonkursowej sekcji „Dokument w Gdyni”.

Od ubiegłego roku poszerzyła pani konkursowy program festiwalu, dodając na przykład konkurs „Perspektywy”.

Festiwal wypracowuje ekwiwalent reklamowy w wysokości 129 mln zł. Nie ma innego wydarzenia filmowego w Polsce, które miałoby taki wynik. To dla kina ogromne wsparcie. „Perspektywy” stworzyliśmy więc także dlatego, by zacząć rozmawiać nie tylko o konkursowej szesnastce, ale też o kolejnych ośmiu tytułach wybranych ze zgłoszonych kilkudziesięciu produkcji. Stwarzać im większe szanse dotarcia do widza. I co nas cieszy – taką promocyjną wartość mają oba konkursy.  

Reklama
Reklama

Dzisiaj system docierania filmów do publiczności zmienia się. Polskie kino traci widzów w kinach. Bardzo dobre wyniki mają kolejne przygody pana Kleksa albo piąte, szóste „Listy do M”, czasem do czołówki przedrze się jakiś inny tytuł. Wiele osób czeka, aż film wejdzie na platformę internetową.

To prawda, ale nie obrażajmy się, w ten sposób film też dociera do widza. Choć oczywiście tym bardziej nie wolno nam składać broni. Musimy robić wszystko, żeby polskie kino wspierać. A nasz urodzinowy projekt 50 na 50, z którym jeździmy po całej Polsce, udowadnia, że wciąż jest ono dla widzów i widzek ważne.

Jak przebiega ten program, w którym różne ośrodki w kraju zgłaszały swoje autorskie, tematyczne przeglądy polskich filmów?

Rozwija się naprawdę świetnie. Ośrodki z całej Polski zgłosiły tak ciekawe przeglądy, że nie chcieliśmy prowadzić selekcji. Przyznawaliśmy każdemu miejscu kwotę 5 tys. zł, ale też zadbaliśmy, by zarówno telewizja, jak i Wytwórnia Filmów Fabularnych i Dokumentalnych udostępniały im swoje filmy po bardzo preferencyjnych cenach. Żeby można było też zaprosić gości. Udało się zdobyć dodatkowe pieniądze i w efekcie mamy 57 wydarzeń ułożonych przez naszych partnerów, odpowiadających ich gustom i potrzebom. A więc tak naprawdę jest 57 na 50. I to nas cieszy. Niech ta „Gdynia” nie trzyma się sztywnych ram, niech wychodzi szerzej, jeśli to tylko możliwe. Projekt zadziałał świetnie. Myślę, że gdyby znalazły się środki, mógłby trwać dalej. 

Szykujecie jakieś specjalne atrakcje na 50-lecie festiwalu?

Jubileuszową wystawę, która przeprowadzi nas przez pięć dekad historii, otworzymy już pierwszego dnia. Pokażemy trudne momenty tego festiwalu. Uzupełnią tę ekspozycję spotkania „W samo południe”, na których twórcy i osoby związane z festiwalem będą opowiadały o swoich doświadczeniach. Przygotowujemy też jubileuszowy album, już trzeci. Poprzedni ukazał się z okazji czterdziestolecia festiwalu. Teraz znów przypomnimy w nim najważniejsze momenty z historii naszej imprezy, opowiedzą o niej ludzie ważni dla polskiego kina. Bardzo chcemy, by mocno wybrzmiała w tym roku idea, że festiwal to społeczność, wspólnota, spotkanie. 

Będziecie mieli wielu gości?

Bardzo wielu. Cieszy nas również ogromne zainteresowanie publiczności. W dniu, w którym zaczęliśmy sprzedaż biletów, po kilku godzinach rozeszło się ich trzy razy więcej niż pierwszego dnia sprzedaży w roku poprzednim. To samo dzieje się z karnetami, akredytacjami. Zainteresowanie tą edycją jest ogromne. Przyjedzie kilkuset dziennikarzy i krytyków. Formularze akredytacyjne dla nich już się skończyły. Nie możemy tej liczby rozszerzać, bo ludzie, którzy relacjonują gdyńskie wydarzenia, nie dostaną się na projekcje. Hotele są przepełnione, są duże problemy ze znalezieniem noclegu w pobliżu festiwalu. Wiemy też, że chcąc zapewnić naszym widzom miejsce w salach kinowych, w pewnym momencie musimy zakończyć sprzedaż karnetów i akredytacji. Festiwalowi zawsze towarzyszyło zainteresowanie, ale w tym roku to jest szaleństwo.

Pomówmy o konkursie. Zobaczymy „Franza Kafkę” Agnieszki Holland, „Chopina, Chopina!” Michała Kwiecińskiego, nowe filmy Władysława Pasikowskiego, Juliusza Machulskiego, Piotra Domalewskiego, Macieja Sobieszczańskiego. Mam jednak wrażenie, że nigdy dotąd nie było w konkursie głównym tak wielu debiutów jak w ostatnich dwóch latach.

W roku 2016 połowa filmów walczących o Złote Lwy była zrealizowana przez debiutantów. Ale rzeczywiście, to był wyjątek. Teraz w obu konkursach mamy dużo filmów pierwszych i drugich. To częściowo jest wynik działania programu mikrobudżetów stworzonego przez Polski Instytut Sztuki Filmowej i otwarcia naszych obu konkursów dla tych filmów. Nie był to program idealny, bo zmuszał młodych artystów do pracy w bardzo trudnych warunkach finansowych i organizacyjnych. Teraz będzie lepiej, bardzo dużo obiecuję sobie po programie debiutów, który ostatnio opracowano w PISF-ie, wszelkie błędy mikrobudżetów zostały w nim usunięte. Tak, by debiutanci mogli pracować w bardziej komfortowych warunkach. Na festiwalu bardzo chcemy ich wspierać. To zresztą jest grupa niejednorodna. Bo młodzi debiutanci w fabule, młodzi twórcy krótkiego metrażu i młodzi studenci szkoły filmowej to są bardzo różne grupy. Ale pomoc dla nich była jednym z zadań, które postawiłam sobie od początku. Chciałam, żeby mieli nasze wsparcie, żeby czuli się częścią tego świata, żeby im było łatwiej wchodzić w branżę. Stworzyliśmy nawet program Gdynia Campus, gdzie studenci i studentki szkół filmowych sami układają program. I to bardzo ciekawie.

Reklama
Reklama

Przewodniczącym jury jest reżyser nominowanej do Oscara „Dziewczyny z igłą” Magnus von Horn, pewnie najmłodszy artysta w historii festiwalu na tym stanowisku.

Kiedy ogłosiliśmy składy jurorskie, usłyszałam, że widzi się w nich międzypokoleniowość. I to mnie cieszy, każde pokolenie w tej branży jest ważne. I bardzo chciałam łączyć generacje.

Kino jest najważniejszą ze sztuk?

Widzę festiwal i polskie kino jako część ekosystemu, większej całości. Tak budowałam program festiwalu, by podkreślać miejsca, gdzie się spotykamy. W tym roku wybrzmi kino polskie na tle innych muz. Otworzymy wystawę współczesnych malarek, których prace są reinterpretacją filmów polskiej szkoły filmowej. Pokażemy „Rękopis znaleziony w Saragossie” z muzyką na żywo. Przygotowujemy spotkanie poświęcone Edwardowi Redlińskiemu, na którym wybrzmią związki kina z literaturą. Podkreślamy też nasze powiązania międzynarodowe. Jesteśmy festiwalem krajowym, ale kino polskie jest częścią światowej rodziny kina. Cieszę się, że na tegorocznym festiwalu Jerzemu Skolimowskiemu zostanie wręczona  jubileuszowa, wyjątkowa nagroda FIPRESCI. Łączymy też siły z Europejską Akademią Filmową.

Tegoroczny program jest na tyle bogaty, że każdy może sobie tu stworzyć własny festiwal.

Wiem, że są osoby, które już wcześniej przyjeżdżały na festiwal i oglądały różne sekcje, wcale nie konkurs główny. Wiele osób śledzi na przykład „Mistrzowską piątkę”.

Pięćdziesiątej rocznicy festiwalu nie dożył jego wieloletni dyrektor Leszek Kopeć.

Żal, że go nie ma. Był związany z nim przez 26 lat. To był człowiek, który umiał budować zespół, przyciągnął do niego świetnych ludzi, którzy na stałe tu pracują. Dawał im też wiele wolności.

Ile osób przygotowuje festiwal?

Przez cały rok kilkanaście osób, przed festiwalem nasz zespół się rozszerza, dziś jest już w nim kilkadziesiąt osób. Nie mówię tu o tych, którzy pracują w kinach czy przy obsłudze naszego systemu rezerwacyjnego. Ponadto w czasie festiwalu mamy całą armię wolontariuszy.

Reklama
Reklama

To jest trzeci rok, gdy jest pani dyrektorką artystyczną festiwalu. Z czego jest pani najbardziej dumna? I czego pani życzyć tuż przed otwarciem imprezy?

Dumna jestem z rosnącego zainteresowania festiwalem, ale i z tego, że wiele udało się w ostatnich dwóch latach zmienić – otworzyć festiwal szerzej. A życzenia? Chyba wszyscy życzymy festiwalowi, żeby trudne czasy nie wracały, a nawet jeśli przyjdą niespokojne wody, to żebyśmy te wstrząsy przetrwali w jak najlepszej formie. 

 

 

 

Jakie znaczenie ma festiwal dla polskiego kina?

50. edycja to rzeczywiście dobry moment, żeby takie pytanie zadać. Spojrzeć wstecz, ale też zastanowić się nad przyszłością imprezy. Przez pięć dekad festiwal płynął po różnych wodach, ale zawsze był ważny. To jest wspaniała przestrzeń do prezentacji polskiego kina – tego bieżącego, ale też klasyki. Miejsce ważne dla środowiska, dla dyskusji, inspiracji. Festiwal jednoczy ludzi kina – różne grupy zawodowe. Ale też, co jest ogromnie ważne, ma ogromną siłę promocyjną. Już sama prezentacja filmu w Gdyni sprawia, że zmienia się nim zainteresowanie, dystrybutorzy poszerzają kampanie promocyjne, większe jest zainteresowanie innych, mniejszych krajowych festiwali i przeglądów, a przede wszystkim widzów. Bardzo staramy się polskiemu kinu pomóc. I żeby pomóc młodym artystom, na początku ich drogi.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Patronat Rzeczpospolitej
Świętuj z nami 4. urodziny kina KinoGram!
Film
Robert Redford nie żyje. Miał 89 lat. Pożegnanie z gwiazdą
Film
„Metropolis" i „Doktor Mabuse". 20. edycja Święta Niemego Kina im. Anny Sienkiewicz-Rogowskiej
Film
„Franz Kafka” Agnieszki Holland polskim kandydatem do Oscara
Film
„Teściowie 3”. Podzielona Polska na chrzcinach
Reklama
Reklama