Warto „Od góry do dołu” obejrzeć razem z „Mo’ Better Blues” z 1990 r., gdzie Spike Lee i Denzel Washington pierwszy raz połączyli siły. Tamten film opowiadał o wschodzącej gwieździe jazzu, która podejmuje serię autodestrukcyjnych decyzji. Ich najnowsze dzieło to z kolei opowieść o producencie muzycznym, który wchodzi na sam szczyt i też musi podjąć kluczową decyzję. Egzystencjalną.
70-letni Washington wciela się w Davida Kinga, ikonę produkcji muzycznej, który dzięki wybitnemu instynktowi wdarł się z biednej ulicy w Bronksie na szczyt branży. Mieszka teraz w złotej klatce ozdobionej plakatami czarnoskórych gwiazd, które z nim kolaborowały. Upaja się widokiem Manhattanu z okien wieżowca, patrząc na Most Brooklyński, który w dawnych czasach przemierzał pieszo ze słuchawkami na uszach. Teraz robi to sporadycznie, a jeśli już, to słucha muzyki na drogich, złotych Beatsach. Jego wytwórnię chce właśnie kupić wielki koncern, co jemu pozwoli na sowitą emeryturę u boku pięknej, młodej żony Pam (Ilfenesh Hadera) i syna Treya (Aubrey Joseph).