I nie oszukują. Przedstawiają wyniki eksperymentu badającego, jaką władzę ma autorytet nad jednostką. Mówiąc prościej – do jakich okrucieństw w imię posłuszeństwa jest zdolny przeciętny człowiek. W latach 60. ubiegłego wieku podobne doświadczenia przeprowadził amerykański psycholog Stanley Milgram.
Okazało się, że aż 62 proc. badanych było gotowych ślepo wykonywać polecenia, z którymi się nie zgadzało, tylko dlatego, że wydawała je osoba postrzegana jako autorytet. Pół wieku później próba została powtórzona, tyle że we Francji, z udziałem 80 ochotników, którzy wzięli udział w fikcyjnym teleturnieju „Strefa ekstremalna". Na oczach zgromadzonych w studiu widzów mieli zadawać pytania, na które odpowiedzi udzielał partner odseparowany w specjalnej kabinie.
Za każdą złą odpowiedź należało go ukarać wstrząsem elektrycznym rosnącym od 20 aż do 460 woltów. Uczestnicy eksperymentu nie wiedzieli oczywiście, że poddawany karom partner jest aktorem. I w imię posłuszeństwa zadawali cierpienie, choć słyszeli głos człowieka proszącego, a potem wręcz błagającego o litość, czyli przerwanie gry. Mimo to 82 proc. badanych kontynuowało ją. Autorzy filmu pokazują, że telewizja stała się dziś wyrocznią, a widzowie lubią przemoc i okrucieństwo. Oglądają z przyjemnością. Zbyt rzadko rozumieją, że są ofiarami tych okrutnych zabaw.