Kiedy mnie zobaczyli, doświadczyli horroru morderstwa. Byłam ślepa i poparzona, powinnam być martwa, ale urodziłam się żywa. W akcie urodzenia mam napisane: »urodzona w trakcie aborcji«, a poniżej jest podpis lekarza, który tę aborcję przeprowadzał".
Kilka miesięcy temu, podczas rozmowy o aborcji, poseł PiS Bolesław Piecha, który niegdyś dokonywał aborcji, rozdał swoim rozmówcom płytę z pewnym filmem. Była to historia Gianny Jessen, kobiety, która ma w metryce wpisane „urodzona w trakcie aborcji". Jej historia zainspirowała Amerykanów do nakręcenia fabularnego obrazu, który właśnie jest pokazywany w Polsce.
Kilka miesięcy temu antyaborcyjny film „October Baby" znalazł się na ósmym miejscu amerykańskiego Box Office, choć był rozpowszechniony jedynie w 390 kopiach. Jest to niebywałe osiągnięcie niezależnej produkcji, która musi konkurować z wielkimi blockbusterowymi hitami z Hollywood. Amerykanie pokochali jednak niezwykłą opowieść. Teraz „October Baby" będzie prezentowany na specjalnych pokazach zorganizowanych przez stowarzyszenie KoLiber, które kupiło licencje na film, „wyręczając" wielkich dystrybutorów. Film opowiada o studentce college'u, która dowiaduje się, że nie tylko jest adoptowana, ale także przetrwała aborcję jako dziecko. Chcąc dowiedzieć się o swojej przeszłości, wraz z przyjaciółmi jedzie przez Amerykę, by odszukać swoją matkę.
Dziecko zwane płodem
Film jest luźno oparty na prawdziwej historii Gianny Jessen – kobiety, która powinna być dla każdego zwolennika aborcji żywym wyrzutem sumienia. Matka Jessen, mając 17 lat, zdecydowała się skorzystać „z prawa do własnego brzucha". Aborcję miano przeprowadzić w połowie siódmego miesiąca ciąży. Nawet dziś ta barbarzyńska metoda aborcji jest stosowana w USA, m.in. dzięki poparciu prezydenta Baracka Obamy. Kobieta dostała w macicę zastrzyk z roztworem zawierającym sól i substancje powodujące skurcze. Mieszanka ta wyżera płuca i skórę nienarodzonego dziecka, a kurcząca się macica w ciągu 24 godzin wydala ciałko dziecka zwanego płodem. Córka kobiety jednak nie tylko jakimś cudem nie umarła, ale będąc już uznana za nieżywą, zaczęła nawet płakać. Następnie lekarz, który wcześniej „abortował" dziecko, musiał w akcie jego urodzenia wpisać, że urodziło się ono w trakcie aborcji. Absurd tej sytuacji jest chyba widoczny nawet dla zacietrzewionych fanatyków od „polskiego Zapatero".
Mimo że dziecko cudem przeżyło zamach na swoje życie, „zabieg" odbił się na zdrowiu dziewczynki, która została oddana do adopcji. Gdy Gianna miała 17 miesięcy, wykryto u niej dziecięce porażenie mózgowe, spowodowane brakiem dopływu tlenu do mózgu podczas „bezpiecznego zabiegu", o który tak walczą polscy aborcjoniści. „Lekarz stwierdził stan krytyczny, później dodał, że nigdy nie będę mogła podnieść głowy – podniosłam" – opowiada Jessen podczas jednego z wielu spotkań działaczy pro-life. „Powiedzieli, że nigdy nie będę mogła prosto usiąść. Usiadłam. Powiedzieli, że nigdy nie będę w stanie chodzić, w wieku trzech lat stawiałam swoje pierwsze kroki za pomocą kul i aparatu" – dodaje zdeterminowana kobieta.