125 lat temu, 23 listopada 1887 roku, urodził się Boris Karloff (zmarł w 1969 r.). Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"
Ale ciągle niedościgłym wzorem jest ekranizacja z 1931 r. Jamesa Whale'a z Borisem Karloffem w roli monstrum.
Anglik William Henry Pratt, syn szanowanego urzędnika Kampanii Wschodnioindyjskiej, miał zostać dyplomatą. William uciekł jednak do USA i zaciągnął się do trupy aktorskiej. Pseudonim Boris Karloff przyjął w 1911 r., ale nie pomogło mu to w karierze - i następne 20 lat grywał ogony.
Ale kiedy w 1931 roku na ekrany kin wszedł "Frankenstein", Karloff z dnia na dzień stał się wielką gwiazdą. Ruszyła karuzela z kolejnymi horrorami: "Mumia" (1932), "Patrol na pustyni" (1934), "Syn Frankensteina" (1939)... Obdarzony znakomitym wyczuciem makabrycznego humoru Karloff do końca długiej kariery z upodobaniem grywał monstra, psychopatów, ludzi szalonych. W"Frankensteinie" miał charakteryzację, która czyniła go o 40 cm wyższym i o 30 kg cięższym niż w rzeczywistości. Musiał to być wyjątkowo ciężki kawałek chleba, bo to Karloffowi świat filmu zawdzięcza przyjęcie zasady, że kilkugodzinną charakteryzację wlicza się do czasu pracy aktora.
W 1968 r. Karloff zagrał w "Żywych tarczach" Bogdanovicha rolę podstarzałego gwiazdora horrorów. Film miał być hołdem złożonym jego sztuce aktorskiej, okazał się też niezamierzonym epitafium - Boris Karloff zmarł 2 lutego 1969 roku.