Pytana, jakie kobiety chciałaby grać, gwiazda odpowiada: – Seksowne. I powiedziałam swojemu agentowi, żeby nie przysyłał mi więcej scenariuszy z rolą babci, którą wnuki chcą oddać do domu starców.
Na pewno nie jest typem bezradnej starszej pani. Pracuje nie mniej niż kiedyś, świetnie wygląda i lubi żartować. Także z samej siebie. – W Hollywood oczekuje się, że aktorka, osiągnąwszy pewien wiek, skoczy ze skały – mówi. – Ale ja się nie zgadzam na śmierć. I choćby na małym palcu, to będę wisieć tak długo, jak się da.
Ellen Burstyn to żywa legenda Hollywood. W branży jest od ponad 50 lat, więc od czasu do czasu wolno jej ponarzekać na młody show-biznes. – Od kiedy studia filmowe są częścią międzynarodowych korporacji, jedynym kryterium przy realizacji filmu stały się pieniądze. Kropka. A ja zawsze uważałam, że to, ile film zarabia, jest rezultatem twórczego wysiłku, a nie celem samym w sobie. Mam nadzieję, że znowu tak będzie.
Urodziła się jako Edna Rae Gillooly w Detroit, w stanie Michigan, 7 grudnia 1932 roku. Rodzice rozwiedli się, gdy była dzieckiem. Wychowywała ją matka, ale ich relacje nie układały się najlepiej. Dlatego Ellen szybko chciała się usamodzielnić. Chwytała się różnych zajęć: pracowała jako modelka, kelnerka i tancerka w nocnym klubie. Od początku wiedziała jednak, że chce być aktorką.
Zadebiutowała w 1956 roku w telewizyjnym programie rozrywkowym „The Jackie Gleason Show”. Potem zaczęła występować na Broadwayu. Rzemiosło aktorskie doskonaliła pod okiem Lee Strasberga w słynnym Actors Studio. W latach 60. grała głównie w telewizji – popularność przyniosła jej rola doktor Kate Bartok w serialu „Doktorzy”.
Kariera Burstyn rozbłysła po „Ostatnim seansie filmowym” (1971) Petera Bogdanovicha i kultowym horrorze „Egzorcysta” (1973) Williama Friedkina. Za kreacje w obu tych filmach była nominowana do Oscara. Ale statuetkę dostała dopiero za trzecim razem – za rolę kelnerki i samotnej matki w dramacie obyczajowym „Alicja już tu nie mieszka” (1974) Martina Scorsese.