– Nie wiedziałem, że Brytyjczycy są takimi imprezowiczami – mówił Dakowicz magazynowi „Digital Camera Polska". – Kiedy trafiłem do Cardiff, początkowo spotykałem się ze znajomymi w sobotnią noc w pubie, a potem, zamiast iść do domu, spacerowałem ulicami i fotografowałem, co tam się działo. Z czasem przerodziło się to w mój główny projekt.
Mężczyźni przebrani za kobiety, kobiety ubrane jak policjanci. Superman spacerujący w ciemnym zaułku. Mężczyzna podpisujący się na udzie dziewczyny, pary całujące się nad szklanką piwa, talerzykiem frytek, w barach, na ulicy. Oni chodzą grupami, ubrani w jeansy i koszulki z krótkim rękawem bez względu na porę roku: czy jest deszczowy kwiecień czy mroźny grudzień. One, rozchichotane w swoich najlepszych kreacjach, często zakrywających jak najmniej ciała.
Po zmroku Cardiff zmienia się w wielką scenę, której Dakowicz przez siedem lat był skrupulatnym kronikarzem.
– W Anglii nie ma zbyt wiele agresji. W rodzinnym Białymstoku nie byłem pewien, jak zareagują ludzie, którzy wypili, kiedy będę chciał ich sfotografować – śmiał się 37-letni dzisiaj Dakowicz, z wykształcenia informatyk z doktoratem, z pasji fotograf.
– W 2011 roku jakiś węgierski portal skopiował moje zdjęcia z serwisu fotograficznego Flickr i bez podpisu autora wpuścił na różne strony WWW, gdzie ludzie wystawiają fotografiom oceny – opowiada. – Zdjęć, ciągle bez mojej wiedzy, użyły różne portale, dziennik „The Telegraph", bulwarówka „Daily Mail", radio z Cardiff zrobiło z nich galerię. Rozpętała się dyskusja o stylu życia współczesnych Brytyjczyków, setki oburzonych czytelników zaczęło komentować artykuł.