Barbara Hollender z Cannes
Jego rodzice pochodzili z Łodzi, poznali się w czasie II wojny światowej, w getcie. Potem trafili do Auschwitz. Po wyzwoleniu mieszkali jeszcze przez pięć lat w Łodzi, wyjechali do Izraela w 1950 roku. Folman nie mówi po polsku, ale czuje się z ojczyzną rodziców związany. Także dlatego sięgnął po wydaną w 1971 roku powieść Stanisława Lema.
— Nigdy nie przepadałem za science-fiction, ale Lema uwielbiam — mówi. — On jest nie tyle pisarzem s-f, co filozofem. Myślałem o ekranizacji „Kongresu futurologicznego" od blisko 20 lat.
Wtedy jeszcze nikt nie myślał o technikach skanowania postaci, nie było „Avatara". Dzisiaj ten film stał się niepokojąco współczesny. Robin Wright, kiedyś gwiazda „Forresta Gumpa", gra w nim siebie. Szefowie Miramount Studios proponują, by sprzedała wytwórni swój wizerunek: chcą zeskanować jej postać i osobowość na dyski komputerów i wykorzystywać je potem w kinie. Aktorka decyduje się na transakcję, bo potrzebuje pieniędzy na leczenie dziecka. Ta część filmu - aktorska, trwająca około 50 minut, jest ogromnie interesująca. Potem akcja przenosi się o 20 lat później. Robin Wright jedzie na konkres futurologiczny, przekracza granicę stanu, gdzie wszystko jest już wirtualne. Zaczyna się animacja. Nad światem panuje Miramount Nagasaki, dawna wytwórnia filmowa, dziś wielki koncern farmaceutyczny posiadający władzę nad ludzkimi emocjami. Robin zachowała na ekranie wieczną młodość, ale na kogresie Miramount ogłasza następny etap rewolucji: każdy będzie mógł sam wybierać sobie leki, narkotyki, emocje i tworzyć filmy we własnej wyobraźni. 64-letnia Robin, która ma się zamienić w chemiczną formułę, zaczyna walczyć o prawo do niezależności. Bohater Lema Ijon Tichy poniósł klęskę, Folman pozwala swojej aktorce nie przegrać walki o własną tożsamość.
Zdjęcia do „Kongresu...", z udziałem Robin Wright, Harveya Keitla i Paula Giamattiego, nakręcone zostały w Los Angeles, Kolonii i Berlinie. Z polskiej strony koproducentem filmu jest firma Opus Film Piotra Dzięcioła, za kamerą stanął Michał Englert, Polski Instytut Sztuki Filmowej wsparł budżet kwotą 4 mln zł, a animacja została wykonana w studiu Orange w Bielsku-Białej.