Reklama

We mgle Siergieja Łoźnicy - recenzja filmu

"We mgle" Siergieja Łoźnicy to znakomity film o człowieku skazanym na społeczną śmierć. Od piątku na ekranie – pisze Barbara Hollender

Aktualizacja: 22.05.2013 19:49 Publikacja: 22.05.2013 19:37

Władimir Swirskij w roli kolejarza Suszenji oskarżonego o kolaborację, choć nikt nie wie, czy rzeczy

Władimir Swirskij w roli kolejarza Suszenji oskarżonego o kolaborację, choć nikt nie wie, czy rzeczywiście jest winien

Foto: AGAINST GRAVITY

II wojna światowa. W okolicy małej, położonej wśród lasów wioski wykoleja się pociąg. Prosty chłop, kolejarz Suszenja, zostaje aresztowany przez Niemców razem z trzema innymi wieśniakami pod zarzutem sabotażu. Tamtych Niemcy wieszają, jego wypuszczają. Od tej pory cała wieś podejrzewa tego mężczyznę o kolaborację.

Zobacz galerię zdjęć

Suszenja nie broni się, bo i jak ma to robić? I tak nikt mu nie wierzy. Partyzanci wydają na niego wyrok, który ma wykonać jego przyjaciel z dzieciństwa. Idzie z nim do lasu. Ale tam partyzant zostanie ciężko postrzelony. Teraz do Suszenji będzie należała decyzja, kogo ratować – siebie czy jego.

Scenariusz „We mgle" oparty jest na powieści Wasyla Bykowa.

– Jego książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Taka historia mogła się zdarzyć wszędzie, w każdym czasie – mówi „Rz" reżyser. – Ale Bykow opisuje wojnę, bo ona wszystko wyostrza. Nie można zrozumieć dnia dzisiejszego, nie znając historii. Czas wojny pomaga zrozumieć, co się dzieje w Rosji dzisiaj. A jednocześnie mam wrażenie, że nie rozliczyliśmy się z tamtym okresem należycie. Stale opowiadamy o bohaterach i organizujemy wojskowe parady, świętując rocznice majowego zwycięstwa. Tymczasem tamten czas niósł zezwierzęcenie, rozprzężenie norm moralnych, gwałt. W „We mgle" Łoźnica mówi o wyborze pomiędzy godnością a przetrwaniem. Przede wszystkim jednak pokazuje dramat człowieka, który wie, że cokolwiek by zrobił, nigdy nie oczyści się z podejrzeń i niesłusznych zarzutów. Człowieka, który stracił swoje miejsce w świecie.

Reklama
Reklama

– Chciałem oddać samotność kogoś, kto – choć niewinny – nie jest w stanie pokonać nieufności swojego otoczenia – mówi reżyser i pyta: – Czy takie sytuacje nie zdarzają się często i dzisiaj? Łoźnica należy do pokolenia postradzieckich artystów. Razem z Andriejem Zwiagincewem, Aleksiejem Bałabanowem, Andriejem Chrzanowskim, Aleksiejem Germanem jr., Aleksiejem Mizgirowem, Siergiejem Snieżkinem czy Aleksiejem Popogrebskim przygląda się Rosji. Bez taryfy ulgowej szkicuje portret kraju, który wciąż nie może otrząsnąć się z komunistycznej mentalności. O sobie mówi, że jest produktem dawnego Związku Radzieckiego. Urodził się w Baranowicach na Białorusi, w rodzinie ma Kozaków i Litwinów, dorastał w Kijowie na Ukrainie, szkołę filmową skończył w Moskwie. Dzisiaj mieszka w Berlinie. Jego droga do kina też nie była prosta. W 1987 roku skończył wydział matematyki na politechnice.

– Moi rodzice byli inżynierami, specjalistami od budowy samolotów, matematykę miałem we krwi – mówi. – Te studia to był łatwy wybór. Gdybym na nie zdawał, zabraliby mnie do wojska i wysłali do Afganistanu. Potem pracowałem w Instytucie Cybernetyki, miałem spokojne życie i nieźle płatną pracę. Ale poczułem, że to wszystko mnie nie interesuje. Brakowało mi ruchu, kontaktu z ludźmi, zmian. Dlatego jako dojrzały facet zacząłem wszystko od nowa. Praktycznie od zera.

Miał 27 lat, gdy w 1991 r. zdał na reżyserię w moskiewskim WGiK. Kręcił dokumenty. Niektóre stały się głośne i zdobyły wiele nagród na międzynarodowych festiwalach. W uhonorowanej krakowskim Złotym Smokiem „Blokadzie" pod archiwalne materiały z oblężenia Leningradu podłożył ścieżkę dźwiękową z odgłosów składających się na codzienne życie miasta. W „Rewii" pokazywał Związek Radziecki z perspektywy kołchozu, w „Artelu", „Fabryce" czy „Portrecie" tworzył sugestywne obrazy Rosji, posługując się samymi zdjęciami, uciekając od jakichkolwiek komentarzy.

Jego debiut fabularny „Szczęście ty moje" trafił do konkursu w Cannes, ale na Zachodzie nie zrozumiano tej okrutnej opowieści o zdegenerowanej Rosji i ludziach, którzy gotowi są zabić dla worka mąki. Obrazy sprzed lat niewiele swoją dzikością różniły się tam od współczesnych. Jakby Łoźnica chciał powiedzieć, że w Rosji nikt nie był i nie jest bezpieczny, a brak hamulców i zasad moralnych przez lata komunizmu wpisał się w mentalność narodu.

– Ta historia składała się z wielu opowieści, które usłyszałem, jeżdżąc jako dokumentalista – twierdzi Łoźnica. – Lata komunizmu zabrały ludziom to, w co wierzyli. Zostawiły po sobie pustkę. Nie zmienią tego laptopy, komórki i jachty nowobogackich milionerów. Trzeba o tym mówić, inaczej nigdy nie pozbędziemy się dawnej mentalności. Po euforii dwóch dekad wolności powinniśmy wreszcie zapytać, co nie pozwala nam iść dalej. Pokonać granice, które tkwią w nas samych. „Szczęście ty moje" i „We mgle" pokazują rosyjską prowincję, ciemną, nieufną, pełną zawiści. Rosję bez drogowskazów moralnych. Podobnie czynią Chlebnikow czy Popogrebski. Warto ich filmy oglądać, bo często mówią o postkomunizmie więcej niż raporty socjologiczne.

 

Reklama
Reklama

 

 

 

 

 

 

Reklama
Reklama
Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama