„Ja teraz kłamię": Bohaterowie fałszywego świata

Reżyser Paweł Borowski mówi o swoim filmie „Ja teraz kłamię", o celebrytach i o tym, jak sami dziś kreujemy siebie.

Aktualizacja: 26.06.2019 19:31 Publikacja: 26.06.2019 17:53

Paweł Borowski

Paweł Borowski

Foto: fot. Radosław Nawrocki

Interesuje pana życie celebrytów?

Tak, przyznaję, że ciekawią mnie przykłady gigantycznych karier zbudowanych na fałszywych, zmanipulowanych przesłankach. Jak na przykład historia rodziny Kardashianów, która zaczęła od sekstaśmy, a dziś tworzy monstrualne imperium multimedialno-biznesowe. I czerpie wielkie pieniądze z niby prywatnej, a naprawdę wykreowanej rzeczywistości, sprzedawanej innym. To jakiś kosmos, który każe się zastanowić jak wygląda świat, w którym żyjemy.

Funkcjonuje wielu ludzi, którzy nie mają wykształcenia i talentu, ale za to potrafią sprzedawać siebie i wykorzystać swoje pięć minut na ściance.

Podejrzewam, że skończył się etos prawdziwych wartości. Liczą się igrzyska. Zabawny filmik, podkręcona fotka, skandal, romans. To często ludzie, o których nigdy wcześniej nie słyszałem. Pojawiają się znikąd i robią błyskawiczną karierę. Wszystkim co robią krzyczą "Patrzcie na mnie!". I pewnie właśnie dlatego, że krzyczą zwracamy na nich uwagę.

Pytam nie bez powodu: dystrybutor reklamuje „Ja teraz kłamię” jako komercyjny obraz o celebrytach.

Bo to jest opowieść o świecie blichtru, autokreacji i manipulacji. Ale mam nadzieję, że widz zeskrobie trochę tego zewnętrznego pazłotka i znajdzie pod nim kilka ciekawych pytań.

Skąd wziął się pomysł na film o prawdzie i fałszu w naszym życiu?

Na początku była refleksja, jak bardzo zmienia się postrzeganie rzeczy i zjawisk w zależności od kontekstu, w jakim je umieścimy. Dlatego w „Ja teraz kłamię” powtarzają się dokładnie takie same, identyczne sceny, które umieszczam w różnych narracjach. I odbiór tych scen w zależności od narracji staje się inny.

Tworzy pan na ekranie piramidę fałszu, bo pańscy celebryci – reżyser, aktorka i młoda piosenkarka – nie dość, że uprawiają autokreację, to jeszcze biorą udział w telewizyjnym show, sankcjonującym kłamstwo.

 

Ten program wykorzystuje nasze zainteresowanie prywatnym życiem sław. Teoretycznie celebryci mają w nim zostać nagrodzeni przez publiczność za mówienie prawdy. Ale mało kogo pociąga dziś zwyczajność. Szukamy sensacji i zła, bo ono jest przecież dużo bardziej atrakcyjne niż dobro. I łatwiej w nie uwierzyć.

Wracając kilka razy do tych samych sytuacji pokazuje pan, że nawet w naszym prywatnym świecie nic nie jest takie, jak się początkowo wydaje. Bohaterowie filmu okazują się dość zwyczajni. Nie ma w ich życiu takich dramatów, jakie oni sami dostrzegają.

 

To jest drugi krąg współczesnego relatywizmu, gdy w normalnych życiowych relacjach budujemy sobie pewne struktury i sami zaganiamy się w kozi róg. W filmie trójka celebrytów wyobraża sobie różne rzeczy, które wcale tak w rzeczywistości nie wyglądają. Staram się dotknąć codzienności, w której zbyt łatwo ferujemy wyroki i oceniamy siebie nawzajem. Ale też jest tu jeszcze trzeci krąg: my jako widzowie filmu też oceniamy bohaterów i to, co oglądamy.

Przez lata był pan dyrektorem kreatywnym w agencjach reklamowych. Taki świat pan obserwował?

 

Trochę już o tym czasie zapomniałem, bo nie pracuję w reklamie od 10 lat. Poza tym nie chcę demonizować żadnej branży. Tym bardziej, że tworzenie wizerunku – prawdziwego czy fałszywego – nie jest już domeną specjalistów i niektórych środowisk. Miliony osób są dzisiaj swoimi własnymi agencjami reklamowymi zajmującymi się autopromocją. I wszyscy mamy do czynienia z wykreowanym światem, którego nie ma. W mediach społecznościowych czy choćby w kolorowych magazynach. Tkwimy w rzeczywistości przepuszczonej niejako przez filtr photoshopa. Tak jak z twarzą człowieka, której rysy często są już tak zmienione, że tylko dzięki drobnym fragmentom jesteśmy go w stanie rozpoznać. Te fragmenty to właśnie prawda, ale obudowana totalną fikcją.

Bo budujemy świat ze strzępów informacji?

Tak. I to posługując się schematami. Wrzucamy wydarzenie czy człowieka do szufladki, a pod postem wylewamy z siebie hektolitry hejtu albo zachwytu. Niepokojące, jak łatwo nam to przychodzi. To samo robią media i szeroko pojęta popkultura. I zwykle nie zadajemy sobie pytań: Może osoba, którą uwielbiamy jest mało warta? A ta hejtowana jest naprawdę inna: głęboka, wrażliwa... W świecie zapośredniczonym przez ekran smartfona naprawdę ciężko zbliżyć się do drugiego człowieka. Potwornie się od siebie oddaliliśmy.

Myśli pan, że jesteśmy skazani na samotność jak bohaterowie pana filmu?

Żeby ten proces zatrzymać, może czasem wystarczą zwykłe wątpliwości, które sprawią, że będziemy chcieli się czemuś lepiej przyjrzeć, pomyśleć. Wtedy może ta łatwość, naskórkowość ocen zostanie zachwiana. Może zbliżymy się do siebie. Ale nie czuję się na siłach, żeby być „wujkiem dobra rada’. Tym bardziej, że mnie również zdarza się zbyt łatwo oceniać.

Ma pan konto na Facebooku i Instagramie?

Nie. I walczę ze sobą, by niczego nie brać za pewnik. Bo to jest również lekarstwo na wszelkie fanatyzmy – od religijnych i światopoglądowych zaczynając, na kulinarnych kończąc. Pytanie: „A może wcale nie jest tak, jak mi się wydaje?” otwiera na innych ludzi, na świat. Daje szansę na rozwój.

W „Ja teraz kłamię” czuje się pana malarskie wykształcenie. Wykreował pan na ekranie bardzo spójną wizję sztucznego świata.

Wymyśliłem sobie, że tak mógłby wyobrazić sobie świat początku XXI wieku ktoś, kto żył w latach 60., gdy dominującym kierunkiem w popkulturze, designie, architekturze był space age. Marzenie o świetlanej przyszłości ludzkości. Tak powstał ten nieistniejący świat. Ucieszyłem się, gdy w Holandii, kraju naszego koproducenta, ktoś powiedział, że „Ja teraz kłamię” to nie film tylko doświadczenie. Rodzaj bajki czy metafory.

Od premiery pana fabularnego debiutu „Zero” minęło 10 lat. Dlaczego tak długo musieliśmy czekać na następny film?

Kończąc „Zero” nie miałem gotowego nowego scenariusza. Potem pojawiały się projekty, które z różnych powodów nie dochodziły do skutku. Nad dużą koprodukcją europejską na motywach komiksu Karola Kalinowskiego „Łauma”- pracowałem osiem lat. Niestety padła gdy brakowało dosłownie centymetrów do domknięcia budżetu. Z kolei zdjęcia do „Ja teraz kłamię” zrobiliśmy w 2016 roku, potem niemal trzy lata trwała postprodukcja. W myśl porzekadła filmowców: jak się nie ma pieniędzy, to trzeba mieć dużo czasu.

A gdyby był pan na Facebooku, jak zareklamowałby tam pan swój film?

Trudne pytanie, zwłaszcza, że od wykrzykników zdecydowanie wolę znaki zapytania. Byłbym szczęśliwy gdyby to właśnie one zaprowadziły widza w miejsce w jakim jeszcze nie był. Jeśli wydarzy się coś takiego, będzie fantastycznie.

Paweł Borowski malarz, reżyser, scenarzysta Ur. w 1973 r. Absolwent warszawskiej ASP, kilkanaście lat pracował w agencjach reklamowych. Autor świetnych animacji „Love Gamestation" i „Kocham cię". W filmie fabularnym zadebiutował w 2009 r. znakomicie przyjętym „Zerem".

Interesuje pana życie celebrytów?

Tak, przyznaję, że ciekawią mnie przykłady gigantycznych karier zbudowanych na fałszywych, zmanipulowanych przesłankach. Jak na przykład historia rodziny Kardashianów, która zaczęła od sekstaśmy, a dziś tworzy monstrualne imperium multimedialno-biznesowe. I czerpie wielkie pieniądze z niby prywatnej, a naprawdę wykreowanej rzeczywistości, sprzedawanej innym. To jakiś kosmos, który każe się zastanowić jak wygląda świat, w którym żyjemy.

Pozostało 94% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Film
Rekomendacje filmowe: Kandydaci do Oscara z Polski i Norwegii oraz hit Watchoutu
Film
Europa walczy o Oscary. Z kim rywalizuje polski film?
Film
Gwiazda serialu "The Office" walczyła z rakiem
Film
Szalony taniec Jerzego Kuleja w życiu, w ringu i na parkiecie