Biblia w kinie

Producenci przypomnieli sobie, że można zarobić na ludziach wierzących - pisze Barbara Hollender.

Aktualizacja: 15.04.2014 16:19 Publikacja: 15.04.2014 09:23

Przystojny Portugalczyk Diogo Morgado jako Syn Boży

Przystojny Portugalczyk Diogo Morgado jako Syn Boży

Foto: Monolith films

Budżet: 130 mln dol. W rolach głównych: Russell Crowe, Anthony Hopkins, Emma Watson. Nowa hollywoodzka superprodukcja dla masowego widza? Tak. Ale to czerpiący z wątków religijnych „Noe. Wybrany przez Boga" Darrena Aronofsky'ego.

Zobacz galerię zdjęć

Jednocześnie z opowieścią o potopie polscy widzowie mogą oglądać inny film oparty na Biblii. „Syn Boży" jest adaptacją znanego dziesięcioodcinkowego serialu telewizyjnego „Biblia" o życiu Jezusa od narodzin do śmierci i zmartwychwstania.

Ręka Boga

Oba tytuły są forpocztą serii filmów opartych na wątkach religijnych. Ridley Scott wkrótce pokaże zrealizowany w technice 3D „Exodus" o Mojżeszu. Vera Blasi (autorka „Kobiety na topie") napisała scenariusz opowieści o Poncjuszu Piłacie. Podobno zagranie głównego bohatera rozważał sam Brad Pitt.

– W tej fali musi być ręka Boga, innego wyjaśnienia nie ma – powiedziała niedawno Roma Downey, współproducentka „Syna Bożego".

Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że zadziałał rachunek ekonomiczny. Prawie 80 proc. Amerykanów deklaruje przynależność do Kościołów chrześcijańskich. O sile tej publiczności przypomniała przed dekadą kontrowersyjna „Pasja" Mela Gibsona – stała się najbardziej dochodowym filmem niezależnym w historii, zarabiając na całym świecie ponad 600 mln dolarów.

Poprawność i bunt

Powrót do podstaw wiary to dobry interes. Zwłaszcza w czasie, gdy coraz więcej mówi się o moralnym kryzysie zachodnich społeczeństw.

Nie jest to oczywiście odkrycie dzisiejszych hollywoodzkich bossów. Filmy religijne powstawały już u zarania kina, na początku XX wieku. Zwroty ku wartościom religijnym następowały zawsze, gdy ludzie owładnięci byli strachem przed rzeczywistością i rozpaczliwie szukali nadziei.

Zalew takich opowieści nastąpił po II wojnie światowej, w latach 40. i 50., gdy powstały wielkie produkcje: „Samson i Dalila" i „Dziesięcioro przykazań" Cecila B. DeMille'a, „Quo vadis" Mervyna Le Roya czy „Ben Hur" Williama Wylera. Inna fala kina religijnego rozlała się na początku XXI wieku, gdy obok „Pasji" pojawiła się m.in. „Apokalipsa", a nawet superhit „Kod da Vinci", który też przecież dotykał tajemnicy wiary.

Były też w historii kina filmy, które wywoływały olbrzymie kontrowersje, choćby „Ostatnie kuszenie Chrystusa" (1988) Martina Scorsese, gdzie uczłowieczony Jezus musiał walczyć z wszelkimi ziemskimi pokusami, pożądaniem, napięciem erotycznym, ale też ze zwątpieniem i depresją. Nad istotą wiary pochylali się czasem „bezbożnicy", tacy jak lekko zdegenerowany Abel Ferrara w „Marii" (2005) czy Pier Paolo Pasolini w „Ewangelii według świętego Mateusza" (1964).

„Syn Boży" ucieka od jakichkolwiek kontrowersji. Jest filmem poprawnym, bez pytań, wątpliwości, bez próby uczłowieczenia Chrystusa, pokazania jego ziemskich namiętności. Producenci (także serialu „Biblia") – małżeństwo Mark Burnett i Roma Downey – oraz reżyser Christopher Spencer niczego nie próbują reinterpretować, nie zamierzają mierzyć się z mitem. Proponują ilustrację kolejnych scen z katechizmu.

Piękny uśmiech

Do tego trzeba dodać uśmiech i czyste spojrzenie pięknego Dioga Morgado w roli Jezusa, mało ciekawe postacie drugoplanowe, cuda, trochę efektów specjalnych, tłumy statystów. Do niczego nie można się przyczepić, poza tym, że nie powstał film mający jakiekolwiek ambicje artystyczne.

Inne podejście zaprezentował Darren Aronofsky. Zdeklarowany ateista, w historii Noego znalazł mrok i dylematy człowieka, którego wiara zmusza do dramatycznych decyzji. Jego bohater jest przeświadczony, że budując arkę, ma ochronić życie na ziemi. Ale nie gatunek ludzki, którym zawładnęło zło, został więc przez Stwórcę skazany na wyginięcie. Gdy żona jego syna rodzi na arce bliźniaczki, Noe musi we własnym sumieniu rozstrzygnąć, czy może pozwolić im przeżyć.

Film Aronofsky'ego został obłożony fatwą w krajach muzułmańskich, bo wymieniony w Koranie Noe nie ma prawa trafić na ekran. Zakaz wyświetlania obowiązuje w Katarze, Emiratach Arabskich, sunnickim Egipcie. Ale produkcja Aronofsky'ego spotkała się także z krytyką środowisk katolickich. I to jeszcze przed oficjalną premierą.

To zresztą dziwny film. Choć Darren Aronofsky słynie z uporu, z jakim broni swojej niezależności, w „Noem..." czuje się różne wpływy. Może to wymagania producenta, a może sam twórca nie umiał się zdecydować, w jakim iść kierunku.

Z jednej więc strony Aronofsky zadaje trudne pytania o fanatyzm religijny, pokazuje, jak ideologia mierzy się z człowieczeństwem. Z drugiej – sceny walk, brutalność rzezi, połyskujące oczami stwory z kamieni, które pomagają rodzinie Noego – to wszystko ma rozmach i styl superprodukcji w rodzaju „Władcy Pierścieni". Tyle że Australijczyk skupił się na efektach specjalnych, a Aronofsky postawił też na wielkie gwiazdy.

Szukając sposobów na dotarcie do masowej widowni, Hollywood zamienia biblijne postacie w superbohaterów. Czy tym samym tropem pójdzie Ridley Scott w opowieści o Mojżeszu?

 

 

 

 

 

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu