W którą stronę idzie kino? Jakie filmy stają się ważne? Te pytania rodzą się po pierwszych dniach festiwalowych projekcji. W tym roku skromne, zwyczajnie opowiedziane historie mają większą siłę niż kunsztownie zbudowane, pretensjonalne metafory udające arcydzieła.
Wychodząc z projekcji „Mojej matki", wielu widzów nie kryło łez. Przed laty Nanni Moretti mierzył się w nagrodzonym Złotą Palmą „Pokoju syna" z bólem po utracie dziecka. Teraz opowiada o reżyserce, która kręci w Rzymie film z amerykańskim gwiazdorem, a jednocześnie stara się być z umierającą na serce matką. Piękna historia o różnych celach i priorytetach życiowych, o tym, jak mało wiemy o swoich bliskich, ale i o sobie, o własnych uczuciach.
Rzadko zdarza się w Cannes usłyszeć po pokazie prasowym taką burzę oklasków jak po znakomitej „Carol" Todda Haynesa. To obraz, który – choć bardzo różny od „Tajemnicy Brokeback Mountain" – ma podobną jak obraz Anga Lee ideę. Jest historią lesbijskiej miłości w społeczeństwie lat 50., nieakceptującym inności. Bohaterka, zamożna mężatka, za urzeczenie młodą dziewczyną musi zapłacić wysoką cenę – podczas rozwodu mąż chce ją pozbawić prawa do opieki nad córką. Haynes opowiada tę historię bez zbędnego sentymentalizmu.
O człowieczeństwie mówi też Laszlo Nemes w „Synu Szawła". Inaczej, bo posługuje się sytuacją ekstremalną. 38-letni debiutant z Węgier cofnął się do lat II wojny światowej, by prześledzić 48 godzin z życia węgierskiego Żyda, członka Sonderkommando w Auschwitz-Birkenau. W pierwszych scenach Szaweł idzie wśród ludzi wysypujących się z transportu, zaganianych do selekcji. Kamera pracuje niespokojnie, chaotycznie, nerwowo, jakby dostosowując się do panujących tam zamieszania i strachu. Szaweł nadzoruje to, co ma się za chwilę stać. Pospiesza rozbierających się ludzi, nagich prowadzi do pomieszczenia, w którym mają się wykąpać i przejść dezynsekcję. Szaweł wie, że idą do komory gazowej. Potem będzie sprzątał ich ciała, przewoził zwłoki do spalarni, wsypywał do wody popiół. Całe ciężarówki popiołu. Nikt tego jeszcze tak w kinie pokazał. Szaweł wie, że jego samego czeka podobny los – członkowie Sonderkommanda co jakiś czas są wymieniani. Jego koledzy szykują ucieczkę. Ale on ma inną sprawę do załatwienia. Własną. Chce godnie pochować chłopca, który mógłby być jego synem. Bunt Szawła przeciwko znieważeniu ludzkiej śmierci niesie pytania o moralność w czasach amoralnych, o istnienie Boga, który się od ludzi odwraca, o istotę człowieczeństwa.
Ale w naszpikowanym dziełami wielkich mistrzów konkursie canneńskim zdarzają się też wielkie zawody. Największymi rozczarowaniami pierwszych dni były dla mnie nowe produkcje Matteo Garronego, Yorgosa Lanthimosa i, niestety, Gusa Van Santa. Wszyscy oni pokazali filmy wymyślone, kreacyjne. Jakby na siłę szukali materiału na arcydzieło. I nie wyszło.