— W kinie często różne rzeczy zdarzają się przez przypadek — mówił w Cannes Tom Haynes. — O tym, że szykowany jest film na podstawie książki Highsmith dowiedziałem od kostiumolożki Sandy Power. Pomyślałem, że zbyt mało jest opowieści o kobietach i już mnie to zaciekawiło. A kiedy Sandy dodała, że projektem zainteresowana jest Cate Blanchett, z jeszcze większą uwagą nadstawiłem uszu i ten tytuł zapadł mi w pamięć. A po roku doszła do mnie informacja, że producenci szukają reżysera, który podjąłby się realizacji "Carol". Zgłosiłem się.
Dwa lata temu Złotą Palmę dostał w Cannes film "Życie Adeli. Rozdział 1 i 2" Abdellatifa Kechiche'a. "Carol" też jest lesbijskim romansem, korespondującym zresztą w pewien sposób z "Tajemnicą Brokeback Mountain" Anga Lee. Bo znów chodzi o lata 50. I miłość, która wydaje się naturalna, ale spotyka się z dezaprobatą społeczną.
Bohaterka filmu, tytułowa Carol, osoba bardzo zamożna, matka kilkuletniej córki, jest w trakcie rozwodu. Ma wyraźnie inne upodobania seksualne, od lat utrzymuje bliskie kontakty z inną kobietą. A kupując prezenty pod choinkę zwraca uwagę na młodą ekspedientkę. Jest zafascynowana jej delikatną urodą. Z kolei dziewczyna, która marzy o pracy fotografa, nie może oprzeć się sile Carol. Ale tę sytuację wykorzystuje mąż Carol, by pozbawić ją prawa opieki nad dzieckiem.
Haynes próbuje opowiedzieć ludzką historię, ale Cannes to Cannes. 4,5 tysiąca dziennikarzy, z których spora część szuka sensacji. Przed festiwalową premierą filmu w "Variety" ukazał się wywiad z odtwarzającą tytułową rolę Cate Blanchett, która na pytanie, czy miała w życiu relacje z kobietami, odpowiedziała pozytywnie. Media to podchwyciły, zaczęto pisać o biseksualizmie Blanchett, a sprawa była tym bardziej pikantna, że aktorka jest matką czworga dzieci.
W czasie konferencji prasowej po "Carol" Blanchett wyjaśniała: