Reklama

Camerimage 2015: Mad Max na emeryturze

Cztery lata temu, odbierając na Camerimage nagrodę za całokształt twórczości, znakomity australijski operator John Seale, laureat Oscara za zdjęcia do „Angielskiego pacjenta”, zapowiedział, że przechodzi na emeryturę. A jednak w tym roku znów walczy o Złotą Żabę: przyjechał do Bydgoszczy z wielkim hitem „Mad Max. Na drodze gniewu”.

Publikacja: 15.11.2015 21:23

Camerimage 2015: Mad Max na emeryturze

Foto: materiały prasowe

— Po każdym filmie mówię, że przechodzę na emeryturę — śmiał się. — Z Georgem Millerem robiliśmy już wcześniej skromny obraz „Olej Lorenza” i kiedy zaproponował mi współpracę przy „Mad Maxie” nie miałem wątpliwości, że chcę to wyzwanie podjąć.

John Seal przyznał, że wszedł do ekipy zaledwie trzy miesiące przed rozpoczęciem zdjęć. Ale o czwartej części „Mad Maxa” słyszał od dziesięciu lat.

Rzeczywiście George Miller myślał o nakręceniu  kolejnej części swojego hitu od 2001 roku. Wtedy jeszcze z Melem Gibsonem w roli głównej. Jednak po tragedii 11 września dolar amerykański stracił w stosunku do australijskiego i budżet automatycznie poszybował w górę. Potem, kiedy produkcja znów miała szansę ruszyć, wszystko runęło z powodu afer wokół życia osobistego Gibsona, który narobił skandali i wielkie studia bały się go obsadzać w potencjalnych przebojach.

Udało się powrócić do pomysłu kilka lat temu. Już z Tomem Hardy’m w roli tytułowej. I wtedy zawiodła... australijska pogoda. Zdjęcia maiły się dobyć w Broken Hill w Australii. Na płaskiej, czerwonej równinie. Ekipa wybudowała tam drogi, sprowadziła 200 pojazdów, trwały próby z kaskaderami. I nagle zaczęły się ulewy. Padało pierwszy raz od piętnastu lat. Sucha ziemia zakwitła, zamieniając się w ogród pełen kwiatów, a wyschnięte jeziora zapełniły się wodą. W Warnerze powiedzieli: „Zaczekajmy rok”. Czekali 18 miesięcy i nic się nie zmieniło. Dlatego przenieśli  plan do Afryki, gdzie nigdy nie pada.  A trzy miesiące przed zdjęciami musiał zerzygnować operator. I wtedy w jego miejsce wszedł John Seale.

— Miałem mało czasu na wdrożenie się — opowiadał operator w Bydgoszczy. — Ale wszystko było przygotowane, dokładnie rozpisane. George Miller zaś na każdym kroku podkreślał, że ,liczy się bezpieczeństwo. 80 procent zdjęć było robionych na pojazdach, które w ogóle nie poruszały się. 

Reklama
Reklama

Więc nawet jeśli kaskader wykonywał bardzo trudne ewolucje, był w miarę bezpieczny.

Niektóre sekwencje Seale realizował przy użyciu 10 kamer. Zwłaszcza te, które trzeba było wykonać w ruchu.

— Mieliśmy kamery pozwalające na realizację zdjęc nawet przy szybkości 80 km na godzinę — opowiadał. — I specjalne urządzenia pozwalające płynnie przejść od zbliżenia twarzy do pejzażu. Choreografia kaskaderów też była rewelacyjnie przygotowana, a przecież były ujęcia, w których musieli oni spadać z wysokości 5-6 m. George Miller początkowo chciał realizować wszystko jedną kamerą. Przekonałem go, by stosować więcej kamer. I to się okazało bardzo słuszną decyzją. Nawet potem, przy montażu, George miał ogromny wybór materiałów.

— „Mad Max” to dzieło dwóch siedemdziesięciolatków — zażartował podczas konferencji prasowej w Bydgoszczy John Seale.

Gdyby wszyscy siedemdziesięciolatkowie mieli tyle energii, to kino stałoby się jednym wielkim fajerwerkiem.

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama