Popyt powoli się odradza

Przetrwaliśmy i patrzymy w przyszłość z lekkim optymizmem – mówi Przemysław Lutkiewicz, wiceprezes LPP.

Publikacja: 07.09.2020 01:00

Popyt powoli się odradza

Foto: materiały prasowe

W momencie spowodowanego pandemią zamrożenia gospodarki państwa obroty znacząco spadły. Czy firma ciężkie czasy ma już za sobą?

Przemysław Lutkiewicz: Jesteśmy polskim producentem odzieży i dużą grupą kapitałową. Działamy nie tylko w Polsce, ale też poza granicami, i lockdown dotknął nas na wszystkich rynkach mniej więcej w tym samym czasie. Od dwóch lat szykowaliśmy się co prawda na kryzys, ale tego, co nastąpiło, nikt nie spodziewał. Z dnia na dzień nasze sklepy zostały zamknięte, straciliśmy możliwości generowania przychodów, nie mogliśmy nic sprzedawać. Jedynym otwartym sklepem pozostał ten internetowy. I to on ratował nas w tej trudnej sytuacji. Oczywiście trzeba było dostosować do niego logistykę, bo kiedy nagle popyt rośnie dwu-, trzy-, a nawet czterokrotnie, to logistyka musi za nim nadążyć. Do tego doszła obawy o płynność finansową i pytanie, jak długo sklepy pozostaną zamknięte. Gdy rządy w różnych krajach ogłaszały lockdown, nie mówiły, czy to będzie miesiąc, dwa czy trzy. Było więc dużo niepewności, dlatego trzeba było podejmować szybkie decyzje ratujące firmę i pozwalające jej nadal funkcjonować. A to oznaczało też niepopularne decyzje, czyli wstrzymanie inwestycji, obniżenie kosztów, niektórzy pracownicy poszli na postojowe. Trzeba było też negocjować z centrami handlowymi, jak dalej współpracować. Towary spłynęły do naszych magazynów i nie mogliśmy ich sprzedawać, więc trzeba też było ograniczyć zatowarowanie, renegocjować kontrakty z fabrykami. Podjęliśmy dużo działań w krótkim czasie i dzisiaj mogę powiedzieć, że jesteśmy zadowoleni z tego, co zrobiliśmy. Przetrwaliśmy i patrzymy w przyszłość z lekkim optymizmem.

Wymienił pan liczne działania, które podejmowaliście. Ale co było tym najważniejszym celem?

Nadrzędnym celem było bezpieczeństwo naszych pracowników, dostawców i kontrahentów. Powołaliśmy sztab kryzysowy, który dbał o bezpieczeństwo we wszystkich budynkach i centrach logistycznych. Priorytetem była też płynność finansowa, żeby firma nie zbankrutowała, żebyśmy mogli funkcjonować, płacić rachunki, wypłacać wynagrodzenia.

Czy to, że jesteście firmą polską, było atutem czy może przeszkodą w reagowaniu na kryzys?

Atutem było to, że jesteśmy polską firmą rodzinną. Rodzinność w tym momencie oznaczała, że decyzje są podejmowane szybko, bezpośrednio przez zarząd. Nowe informacje, zmiany na rynkach czy lockdowny pojawiały się szybko i musieliśmy reagować na nie na bieżąco. Zatem to, że jesteśmy firmą rodzinną, dawało nam przewagę szybkiej reakcji.

Ta szybka reakcja była konieczna.

Bez niej, gdyśmy czekali z decyzjami dni czy tygodnie, prawdopodobnie byłoby dzisiaj gorzej, niż jest. Trzeba było szybko reagować i to się udało. Z drugiej strony, jak mówiłem, przygotowywaliśmy się do kryzysu i zbudowaliśmy sobie poduszkę finansową. To też znacząco pomogło nam przetrwać ten, na szczęście krótki, okres, kiedy sklepy były zupełnie zamknięte.

Które decyzje były najtrudniejsze?

Bardzo trudne były na pewno decyzje dotyczące naszych pracowników. To, że muszą iść na postojowe. Druga trudna decyzja była związana z zamówieniami. Fabryki, z którymi współpracujemy, zaczęły produkcję, a my nasze długofalowe zobowiązania, które zazwyczaj płynęły normalnie, musieliśmy wstrzymać. Musieliśmy także zamrozić inwestycje, które już zaczynały się rozpędzać – w nowe biurowce czy w nowe centrum logistyczne. Trudne były również decyzje związane z zamrażaniem kosztów, żeby ratować firmę.

Gospodarka powoli się odradza, odradza się też popyt ze strony konsumentów. Jak się będzie odradzało LPP?

Jeszcze w czasie zamknięcia sklepów padały pytania, jaki kształt będzie miał powrót gospodarki do normalności, czy będzie w kształcie litery V, U czy L. Wszyscy bardziej stawiali na L lub U, z bardzo długim ramieniem powrotu. Dziś wygląda na to, że to jest V, że popyt się szybko odradza. Na wielu rynkach w Europie Środkowo-Wschodniej, gdzie działamy, widzimy, że klienci chcą kupować odzież. W naszej branży jest to bardzo ważne. I wygląda na to, że my też wracamy do pocovidowej normalności. Oczywiście musimy przestrzegać wszystkich standardów bezpieczeństwa, zapewnić bezpieczeństwo klientom w sklepach. Natomiast z punktu widzenia sprzedaży nowych kolekcji wszystko wraca do normy. Zarówno w sklepach stacjonarnych, jak i w sklepie internetowym. Widać więc, że powoli wszyscy się przyzwyczajamy do tej nowej normalności, a gospodarka całkiem nieźle sobie radzi.

Czy mimo ciężkiego doświadczenia będziecie dalej otwierać sklepy stacjonarne?

Dużo mówiło się, że Covid przypieczętował śmierć sklepów stacjonarnych – my uważamy, że to jest przedwczesne. Oczywiście przyspieszył on pewne procesy, ale oprócz internetu sklepy stacjonarne muszą funkcjonować, dlatego w tej chwili mówimy o omnichannelu. Klient będzie się poruszał pomiędzy dwoma kanałami sprzedaży, a my dzięki technologii będziemy w stanie go lepiej obsłużyć.

A jak będzie wyglądała państwa ekspansja międzynarodowa?

Ekspansja na nowe rynki musi być na jakiś czas odłożona i zobaczymy, co się będzie działo dalej.

Na dzisiaj będziemy bardzo aktywni tam, gdzie już jesteśmy obecni z naszymi sklepami.

Materiał powstał we współprac z firmą LPP

W momencie spowodowanego pandemią zamrożenia gospodarki państwa obroty znacząco spadły. Czy firma ciężkie czasy ma już za sobą?

Przemysław Lutkiewicz: Jesteśmy polskim producentem odzieży i dużą grupą kapitałową. Działamy nie tylko w Polsce, ale też poza granicami, i lockdown dotknął nas na wszystkich rynkach mniej więcej w tym samym czasie. Od dwóch lat szykowaliśmy się co prawda na kryzys, ale tego, co nastąpiło, nikt nie spodziewał. Z dnia na dzień nasze sklepy zostały zamknięte, straciliśmy możliwości generowania przychodów, nie mogliśmy nic sprzedawać. Jedynym otwartym sklepem pozostał ten internetowy. I to on ratował nas w tej trudnej sytuacji. Oczywiście trzeba było dostosować do niego logistykę, bo kiedy nagle popyt rośnie dwu-, trzy-, a nawet czterokrotnie, to logistyka musi za nim nadążyć. Do tego doszła obawy o płynność finansową i pytanie, jak długo sklepy pozostaną zamknięte. Gdy rządy w różnych krajach ogłaszały lockdown, nie mówiły, czy to będzie miesiąc, dwa czy trzy. Było więc dużo niepewności, dlatego trzeba było podejmować szybkie decyzje ratujące firmę i pozwalające jej nadal funkcjonować. A to oznaczało też niepopularne decyzje, czyli wstrzymanie inwestycji, obniżenie kosztów, niektórzy pracownicy poszli na postojowe. Trzeba było też negocjować z centrami handlowymi, jak dalej współpracować. Towary spłynęły do naszych magazynów i nie mogliśmy ich sprzedawać, więc trzeba też było ograniczyć zatowarowanie, renegocjować kontrakty z fabrykami. Podjęliśmy dużo działań w krótkim czasie i dzisiaj mogę powiedzieć, że jesteśmy zadowoleni z tego, co zrobiliśmy. Przetrwaliśmy i patrzymy w przyszłość z lekkim optymizmem.

Materiał partnera
Amerykanie budują kadry jądrowe w Polsce – to szansa dla naszej gospodarki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał partnera
Zdrowie to najlepsza inwestycja
Materiał partnera
Energetyka jądrowa w centrum uwagi
Europejski Kongres Gospodarczy
Wartości, które należy promować w biznesie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Europejski Kongres Gospodarczy
Czy proste podatki są możliwe