Szefowie firmy Green Bear zapowiedzieli wczoraj w Warszawie, budowę 32 farm wiatrowych w naszym kraju. Wartość inwestycji szacowana jest na 2 mld euro. Siłownie będą powstawać zarówno w północno-zachodniej Polsce - na wybrzeżu - jak i na południu kraju.
Jak powiedział dyrektor generalny Green Bear Jean-Claude Moustacakis, większość pieniędzy potrzebnych na inwestycje będzie pochodzić z kredytów. Inwestor zapowiedział, że po zrealizowaniu wszystkich projektów, należące do nie go farmy wiatrowe będą miały moc 1,37 tys. megawatów. Dla porównania, już działające w kraju wiatraki mają moc zaledwie 280 MW. Plasuje to Polskę na szarym końcu Unii Europejskiej, jeśli chodzi o wytwarzanie energii z wiatru.
Jean-Claude Moustacakis zapewniał, że Polska jest wyjątkowo atrakcyjnym rynkiem do inwestycji w energetykę wiatrową. Jej znaczenie będzie musiało bowiem wzrosnąć, aby spełnić coraz bardziej wyśrubowane wymagania Unii Europejskiej dotyczące energii wytwarzanej ze źródeł odnawialnych.
W 2020 roku jej udział ma sięgnąć 20 proc. w całym bilansie. Polsce będzie trudno wypełnić ten obowiązek, nawet jeśli kolejni inwestorzy będą zgłaszać plany budowy nowych farm wiatrowych. Obecnie energia ze źródeł odnawialnych stanowi tylko 5 proc. tej, jaką zużywamy natomiast farmy wiatrowe pokrywają zaledwie 0,16 proc. potrzeb.
Choć energia wodna i wiatrowa jest droższa od tej, jaką wytwarzają elektrownie konwencjonalne (opalane węglem kamiennym i brunatnym), to firmy inwestujące np. w farmy wiatraków nie muszą obawiać się, że nie znajdą nabywców. Firmy sprzedające energię elektryczną mają bowiem obowiązek wykazać, że jej cześć pochodzi ze źródeł odnawialnych.