Przebieg piątkowej sesji na warszawskiej giełdzie nie po raz pierwszy w ostatnich dniach przypominał jazdę kolejką górską. Najważniejszy wskaźnik warszawskiej giełdy WIG20 notowania rozpoczął od pokaźnego, blisko 3,5-proc., wzrostu, jednak w ciągu dnia tracił nawet ok. 10 proc., by zakończyć notowania na poziomie 6,35 proc. poniżej czwartkowego zamknięcia.
– Widoczna zmienność notowań na warszawskiej giełdzie jest bez precedensu. Nigdy wcześniej zakres zmian indeksów nie był tak duży i nie trwał tak długo – mówi Marek Mikuć, wiceprezes Allianz TFI. Jednak prezes warszawskiej giełdy Ludwik Sobolewski zapewniał w piątek, że nie ma przesłanek do zawieszania notowań.
Indeks największych polskich firm znalazł się na najniższym poziomie od listopada 2004 r. Polska giełda poruszała się w przeciwnym kierunku niż większość dużych giełd w Europie, gdzie francuski CAC40 i DAX zyskały odpowiednio 4,6 i 3,4 proc. Od spadków zaczął się natomiast dzień na rynku amerykańskim. Ich skala przeraża nawet najbardziej wytrwałych inwestorów.
Nerwowość udziela się również posiadaczom funduszy inwestycyjnych, którzy, potęgując spadki, wyprzedają swoje jednostki. – Każda nerwowa sesja powoduje silny wzrost umorzeń – mówi Piotr Góralewski, prezes PZU TFI. – Zmienność na giełdach jest tak wielka, że jesteśmy bardzo daleko od uspokojenia.
Podobnie wyglądała sytuacja na innych giełdach w naszym regionie, gdzie rynki mocno traciły.