– Amerykańscy gwiazdorzy są indywidualistami pracującymi na własne nazwisko – powiedział mi kiedyś w wywiadzie Robert Altman. – Aktorzy angielscy występują w teatrze i umieją odnaleźć się w zespole. Praca z nimi jest przyjemnością. To profesjonaliści przyzwyczajeni do tego, że na scenie cały czas są obserwowani.
Wiedzą, że któryś z widzów w każdej chwili właśnie na nich może skoncentrować uwagę. Dlatego również przed kamerą nie pozwalają sobie na słabsze momenty. Przy „Gosford Park” moi aktorzy w ogóle nie zajmowali się tym, gdzie stoi kamera i co rejestrujemy. Mieli do zagrania określone sceny i po prostu je grali. To było fantastyczne doświadczenie zawodowe, chyba najlepsze, jakie miałem w życiu.
Jednym z wykonawców, którymi wówczas zachwycił się stary mistrz, był Clive Owen – przed „Gosford Park” niemal nieznany na arenie międzynarodowej. Po występie u Altmana reżyser Doug Liman zaproponował mu rolę w „Tożsamości Bourne’a”. To był początek jego wielkiej kariery.
Dzisiaj Owen należy do czołówki. Polscy widzowie mogą go właśnie oglądać w dwóch filmach „The International” i „Gra dla dwojga”. W obu wciela się w agentów, którzy poza mięśniami mają pokaźną liczbę dobrze działających szarych komórek.
– Clive jest jednym z nielicznych aktorów, którzy mogą grać myślących bohaterów kina akcji – powiedział mi po berlińskiej premierze „The International” Tom Tykwer.