Snobizm, ale też inwestycja.
Inwestowanie w sztukę staje się w Polsce coraz popularniejsze, zwłaszcza w odniesieniu do kryzysu, z którym mamy do czynienia. Analitycy wyrażają opinię, że w kryzysie jest to pewna i stabilna inwestycja, bo na koniec dnia zawsze coś zostanie na ścianie. Na takich inwestycjach można dobrze zarobić, ale trzeba wiedzieć jak. Jest parę podstawowych zasad. Przede wszystkim trzeba się na tym dobrze znać albo mieć dobrych doradców. Trzeba też mieć rozeznanie w rynku, w sztuce. Kiedyś ktoś zadał mi pytanie, ile można zarobić na obrazie Kossaka, który się kupiło pięć lat temu i chciałoby się teraz sprzedać. Nie wiadomo, bo trzeba wiedzieć, ile ten ktoś za niego zapłacił, a jeśli przepłacił, to zarobi odpowiednio mniej. Wiedza, ile można maksymalnie zapłacić za dany przedmiot, w jakim jest stanie technicznym itd., jest niezbędna do tego, by projektować przyszły wzrost inwestycji. Dobrze wydane pieniądze w ciągu kilku lat mogą się zwrócić kilku-, a czasem nawet kilkunastokrotnie. Trzeba to jednak robić rozsądnie, nie przepłacać, mieć dobrych doradców – technicznych, merytorycznych i finansowych. Oczywiście możemy inwestować samemu, ale wtedy musimy się liczyć z tym, że popełnimy błąd i stracimy.
W przypadku inwestycji w sztukę jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, o której należy pamiętać. Inwestycje w sztukę są z zasady długoterminowe. Kolekcjoner nie może spekulować. Jeżeli nawet zechce się rozstać ze swoją kolekcją, nie powinien tego robić nerwowo i szybko. Jeżeli np. inwestor kupił pół roku temu Brandta za pół miliona złotych, ale teraz na szybko chce go sprzedać i daje nam tydzień, to ma marne szanse na konkretny zysk.
[b]W październiku ubiegłego roku po raz pierwszy zorganizowali Państwo wspólną z Polswiss Art aukcję w hotelu Sheraton w Warszawie. W ofercie dzieła muzealne, wybitne: Matejki, Wyspiańskiego, Witkacego. Oferta w sam raz na kryzys?[/b]
Aukcja poszła bardzo dobrze, ale poszłaby jeszcze lepiej, gdyby nie kryzys. Za 1 mln 290 tys. zł wylicytowano dzieło Jana Matejki „Portret Zdzisława i Bolesława Włodków jako dzieci”, a 660 000 zł osiągnął pastel Stanisława Wyspiańskiego. To był jednak słaby moment, mimo że widzimy coraz większe zainteresowanie inwestycjami w sztukę wśród osób, które chcą jakoś ulokować część swoich nadwyżek finansowych.
Słaby o tyle, że bardzo nerwowy, bo było wiele znaków zapytania dotyczących tej sytuacji. Obecnie ludzie zastanawiają się nad tym, co robić, nie są zdecydowani i choć podejmują pewne decyzje, robią to bardzo, bardzo ostrożnie. Myślą: „poczekamy, zobaczymy, co to teraz będzie”. Gdyby aukcja odbyła się dwa tygodnie wcześniej, na pewno poszłaby lepiej, co nie zmienia faktu, że była to największa aukcja w historii polskiego rynku aukcyjnego, jeśli chodzi o poziom sprzedaży. W sumie wylicytowano dzieła sztuki za 7,5 mln zł.