[b]Rzeczpospolita: [/b]Od 13 lipca tego roku sprzedawcy funduszy inwestycyjnych – wszyscy oprócz banków i domów maklerskich – mają obowiązek przebadania chętnych do zakupu funduszy, by sprawdzić, jakiego typu produkt jest dla nich najbardziej odpowiedni. Taki obowiązek wprowadziła unijna dyrektywa MIFiD.Doradcy używają do tego dwóch testów: odpowiedniości (czy fundusze inwestycyjne w ogóle wchodzą w grę jako propozycja dla danego klienta) i adekwatności (jeśli pierwszy test wypadł pozytywnie, sprawdza się, jaki fundusz najlepiej spełni oczekiwania danego klienta).
Jakich pytań należy się spodziewać? Przede wszystkim o cel inwestycji, jak długo chcemy oszczędzać, jak duże ryzyko jesteśmy w stanie zaakceptować, jakie jest źródło naszych dochodów, jak oceniamy swoje perspektywy.
Gdy klient wypełni test – w wersji papierowej lub na monitorze komputera – obsługujący go doradca od razu oblicza wynik. Na jego podstawie proponuje konkretny produkt, np. fundusz akcji, stabilnego wzrostu lub kilka różnych funduszy. Z testu może też wynikać, że dla danego klienta odpowiedni jest jedynie np. fundusz pieniężny. I co wtedy, jeśli klient przyszedł, by zainwestować w akcje?
Jeżeli dana osoba nie zgodzi się na proponowane rozwiązanie, może podpisać oświadczenie, że mimo takiego wyniku testu decyduje się na zakup innego funduszu. I oczywiście wtedy sprzedawca spełni życzenie klienta. Ale będzie miał podkładkę na wypadek, gdyby klient zgłosił się z pretensjami, że poniósł stratę z powodu wciśnięcia mu nieodpowiedniego produktu.
Jeżeli klient nie wypełni testu bądź wypełni tylko jego część i jednocześnie nie podpisze oświadczenia, w którym stwierdzi, że wie, co robi i na własną odpowiedzialność wybiera konkretny produkt, sprzedawca dla własnego dobra nie powinien sprzedawać mu funduszu.Dyrektywa MIFiD sugeruje ponadto, by klient zawsze był poddawany badaniu, szczególnie testem adekwatności, nawet jeśli składa kolejne zlecenia kupna u tego samego dystrybutora.Natalia Chudzyńska