Wiem, że nasze państwo ma kłopoty z dziurą budżetową, ale nie chce mi się wierzyć, żeby nie wypłacało odsetek od obligacji skarbowych. Jak to więc możliwe, że fundusze inwestujące w te obligacje miewają straty? W zestawieniu publikowanym w „Moich Pieniądzach” tydzień temu był jeden taki fundusz, a kilka miało minimalny zysk. Czasami wygląda to jeszcze gorzej.
Straty z inwestycji w obligacje skarbowe można wykluczyć tylko wtedy, gdy papiery zostaną przetrzymane aż do wykupu przez Ministerstwo Finansów. Wtedy inwestor zarobi inkasując wypłacone odsetki. Jeśli więc ktoś kupi np. obligacje dwuletnie w sieci PKO BP, to ma zagwarantowane, że za dwa lata dostanie odsetki w ustalonej wysokości. Najwyżej może być niezadowolony, że z powodu inflacji jego realny zysk jest mniejszy od spodziewanego.
Ale fundusze inwestują w obligacje notowane na giełdzie. I raczej nie trzymają ich w portfelach do wykupu. Kupują, sprzedają w zależności od tego, jakie papiery w danej sytuacji rynkowej wydają się im najatrakcyjniejsze.
Wszystko zależy zatem od tego, po jakim kursie obligacje zostały kupione i jaka jest ich cena w momencie sprzedaży. Jeśli zarządzającemu funduszem uda się trafnie przewidzieć ruchy cen, zarabia, w przeciwnym razie traci.
Poza tym trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że fundusze obligacji (inaczej papierów dłużnych) wcale nie lokują wyłącznie w papiery skarbowe. W ich portfelach są również papiery komercyjne emitowane przez przedsiębiorstwa. Potencjalnie przynoszą one wyższe zyski. Ale może zdarzyć się, że papiery te całkowicie stracą na wartości, gdy spółka stanie się niewypłacalna. I taka strata może mocno zaważyć na wynikach funduszu. –b.ż.