Pretekstem do pozbywania się akcji były obawy inwestorów o kondycję finansową państw południowej Europy – twierdzą dość zgodnie analitycy.
Od rana ceny poszły w dół, co najbardziej odczuli posiadacze papierów z tzw. krajów wschodzących. Ale również na giełdach zachodnich realizowano zyski. Tu obok obaw o kondycję Hiszpanii czy Portugalii graczy mogły zaniepokoić dane z niemieckiej gospodarki. W grudniu zamówienia w przemyśle spadły o 2,3 proc., podczas gdy analitycy oczekiwali niewielkiego wzrostu. Po południu spadki się nasiliły – amerykański Departament Pracy podał dane o większej liczbie nowo zarejestrowanych bezrobotnych w ciągu ostatniego tygodnia. Wyprzedaży nie przerwały lepsze dane na temat zamówień w przemyśle. Amerykańskie indeksy zamknęły się na ok. 3-proc. minusie (DJ spadł o 2,61 proc., NASDAQ o 2,99 proc., a S&P 500 o 3,11 proc.). Dziś w Stanach Zjednoczonych ogłoszenie danych o bezrobociu za styczeń.
Czyżby globalni gracze uznali, że czas na głębszą korektę? Bez niej nie ma co liczyć na to, że na giełdzie narodzi się nowa fala wzrostowa. Większość informacji jest już zawarta w cenach akcji. Inwestorzy są coraz bardziej zmęczeni przedłużającą się stagnacją. Im dłużej będzie trwał taki stan, tym bardziej nerwowi staną się ci, którzy obstawiali zwyżki. To może spowodować, że zaczną oni wyprzedawać akcje.
Zdaniem Arkadiusza Chojnackiego z Ipopema Securities zakres obecnej korekty to nawet poziom 1900 pkt dla wskaźnika WIG20. – Spadki mogą potrwać kilka miesięcy. Nigdy nie jest tak, że rynek tak silnie spada kilka sesji z rzędu – mówi Chojnacki. Jego zdaniem impuls do spadków pochodzi z zagranicy, ale o jego skali decydują czynniki lokalne. W czwartek na tle tracących na wartości światowych indeksów WIG20 wyróżnił się in minus. Spadek wskaźnika o ponad 4 proc. to najgorszy dzienny wynik od października ubiegłego roku.
W Warszawie rynek w dół ciągnęły walory TP SA, KGHM i PKN Orlen. W dwóch ostatnich przypadkach powodem zwiększonej podaży były również rekomendacje „sprzedaj”.