Na plusie indeks WIG20 był wczoraj jedynie przez niewielką część sesji – na początku i na końcu. W tzw. międzyczasie tkwił w uśpieniu nieco poniżej poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Ostatecznie zyskał symboliczne 0,04 proc.
Widać, że kupujący nabrali respektu wobec poziomu 2900 pkt, z jakim WIG20 nie zdołał sobie poradzić dzień wcześniej. Brak przeceny oznacza jednak, że są wciąż poważne szanse na zwyżkę indeksu w kierunku 3000 pkt.
Brak impulsów do kontynuowania wzrostu to po części efekt mało pomyślnych doniesień ze świata. Już rano nerwowo było na giełdach azjatyckich, gdzie wciąż słychać o skutkach tragedii w Japonii (koncern Toyota ze względu na niedobór części wstrzymał produkcję w USA, a operator elektrowni jądrowej Fukushima był zmuszony wypompowywać skażoną wodę do oceanu). Nastrojom na rynkach nie sprzyjała obniżka ratingu kredytowego uginającej się pod ciężarem długów Portugalii przez agencję Moody's.
Na to nałożyły się kolejne sygnały zaostrzania polityki pieniężnej na świecie. Stopy procentowe podniosły Chiny. W ich ślad poszła polska Rada Polityki Pieniężnej, która podwyższyła koszty pieniądza o 25 pkt bazowych.
Podobnych sygnałów nie widać na razie ze strony szefa amerykańskiego Fedu Bena Bernankego, który przekonuje, że napędzana przez ceny surowców presja inflacyjna jest przejściowa. Za oceanem indeks Dow Jones zamknął się spadkiem 0,05 proc., Nasdaq wzrósł o 0,07 proc., a S&P 500 spadł o 0,02 proc.