Polskie jachty płyną prosto w kryzys

Produkcja spadnie w tym roku o 10 – 15 proc. z powodu mniejszych zamówień. Kupujący mają kłopoty z uzyskaniem od banków kredytów. Zatrudnienie w stoczniach może spaść o 5 tys. osób. Część firm szuka miejsca w innych branżach. Do Polski może trafić część produkcji z Zachodu, gdzie stocznie tną koszty

Publikacja: 15.02.2012 12:05

Polskie jachty płyną prosto w kryzys

Foto: ROL

Według szacunków Polskiej Izby Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych Polboat w ubiegłym roku polskie stocznie jachtowe wyprodukowały ok. 15 – 17 tys. jednostek. To najlepszy wynik od pierwszej fali kryzysu, która mocno podtopiła branżę, doprowadzając do zmniejszenia produkcji w latach 2008 – 2009 do poziomu 10 tys. sztuk. Ale ubiegłoroczna dynamika wzrostu eksportu – produkcja jachtów to jedna z polskich specjalności – w tym roku się załamie.

– Z powodu spadku popytu m.in. na takich rynkach, jak: Hiszpania, Grecja czy Włochy, możemy się spodziewać zmniejszenia produkcji o 10 – 15 proc. – szacuje Polboat.

Taki scenariusz oznaczałby spadek liczby budowanych łodzi nawet o 2,5 tys. sztuk. To roczna produkcja przynajmniej kilkunastu sporej wielkości stoczni. Konsekwencją będą więc nieuchronne cięcia w zatrudnieniu. – Pracę może stracić do 15 proc. zatrudnionych – przyznaje wiceprezes Polboat Sebastian Nietupski. Branża zatrudnia ok. 35 tys. osób, więc liczba pracowników mogłaby się skurczyć nawet o 5 tys. Część stoczni zaczęła przygotowania do zwolnień lub już je realizuje. W każdym razie cięcia nie będą tak duże jak trzy – cztery lata temu. – Od tamtego czasu większość firm zdążyła się zrestrukturyzować – dodaje Nietupski.

Największe kłopoty mogą mieć polskie stocznie nastawione na odbiorców w Hiszpanii. Zamówienia z tamtejszego rynku spadły praktycznie do zera. Podobnie z rynkiem portugalskim. Kłopoty ze sprzedażą jachtów pojawiły się nawet w Wielkiej Brytanii. Na razie jedynym dużym europejskim rynkiem, który jeszcze utrzymuje poziom sprzedaży, pozostaje Francja. Ale nie wiadomo, jak długo. Ubiegłoroczne międzynarodowe imprezy targowe, będące miernikiem nastrojów w branży, wypadły bowiem bardzo słabo: na październikowych targach w Genui liczba wystawców stopniała o jedną trzecią. Wyraźny spadek zainteresowania zakupami przyniosły także grudniowe targi w Paryżu oraz styczniowe w Dusseldorfie.

Najszybciej spada zainteresowanie dużymi, a więc najbardziej kosztownymi jachtami. Te mniejsze na razie się trzymają. – W sektorze małych łodzi, od 4 do 7 metrów długości, zakładamy wzrost sprzedaży, podobnie w średnich, od 10 do 12 metrów – mówi Aleksandra Brzozowska z Galeonu (to duża stocznia, zatrudnia 500 osób). Ale przyznaje: w segmencie dużych jednostek, od 15 metrów wzwyż, jest bezruch.

Przyczyną mają być kłopoty z finansowaniem: banki nie chcą udzielać kredytów na zakup jednostek kosztujących po kilkaset tysięcy euro. Zachodnie giełdy używanych jachtów są bowiem przepełnione jednostkami odebranymi leasingobiorcom, którzy nie byli w stanie spłacać rat. W rezultacie banki, które odebrały jachty, nie mogą ich sprzedać.

W miarę dobrze funkcjonuje jeszcze produkcja niszowa, jak w przypadku stoczni Sunreef Yachts, produkującej luksusowe katamarany. W 2010 roku zwodowała 34-metrowy jacht 114 CHE, jeden z największych na świecie. Sunreef, który ze względu na specyfikę produkcji i związanych z nią terminów płatności odczuł kryzys dopiero w ubiegłym roku, zakładał na 2012 rok zwiększenie produkcji. Pech chciał, że halę, w której powstają jednostki, w styczniu strawił pożar. Spłonęły formy do kadłubów i kilka budowanych jednostek.

Sposobem na przetrwanie kolejnej fali spowolnienia może się okazać podjęcie dodatkowej pracy dla odbiorców spoza branży. Stocznia Janmor z Głowna, najstarsza w Polsce, która w ubiegłym roku zwiększyła produkcję do 300 jachtów, liczy, że w tym roku uda się utrzymać ubiegłoroczny poziom. Ale na wszelki wypadek prowadzi rozmowy z przedstawicielami branży kolejowej i motoryzacyjnej, którym mogłaby dostarczać laminaty. – Szukamy innych kierunków produkcji. Rynek jest mocno rozchwiany, więc trzeba być elastycznym – mówi Andrzej Janowski, właściciel Janmoru.

Zupełnie nowe możliwości przynosi także sam kryzys. – W Zachodniej Europie producenci jachtów tną koszty i szukają okazji do przeniesienia produkcji w tańsze miejsce. Takim jest Polska – twierdzi Philip Scott, udziałowiec stoczni Model Art/Partner. W ub. roku na taki krok zdecydowała się już norweska firma Askeladden, jeden z największych tamtejszych producentów łodzi motorowych.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora a.wozniak@rp.pl

Wojciech Kot, współwłaściciel Delphia Yachts

Na tych rynkach, które już się załamały, gorzej być nie może. Tam nie przyjmuje się już żadnego sprzętu. Zbankrutowały nawet rafinerie produkujące dla nich żywice. Ale to zarazem pozwala myśleć, że w końcu pojawi się szansa na ożywienie. Zresztą nie wszystkie stocznie ograniczają produkcję. Część firm, np. nasza, wręcz ją zwiększa. Aby jednak sytuacja branży się poprawiła, konieczny jest wzrost optymizmu na rynkach. Bo dopóki słowo „kryzys" odmienia się przez wszystkie przypadki, ludzie będą bali się inwestować w nowy sprzęt.

Jachty są polską specjalnością

Polski przemysł jachtowy to prawdziwa potęga. W sektorze działa blisko 900 firm, wszystkie są prywatne. Zatrudniają ok. 35 tys. osób. Zdolności produkcyjne branży sięgają 22 tys. łodzi rocznie. Głównym produktem są łodzie motorowe o długości od 6 do 9 metrów. Ale buduje się też potężne jednostki mierzące przeszło 20 metrów. 95 proc. produkcji to eksport. Głównie Europa Zachodnia, Skandynawia i kraje basenu Morza Śródziemnego. Ale też USA, Rosja i ostatnio Daleki Wschód.

Przemysł jachtowy został uznany w ubiegłym roku przez Ministerstwo Gospodarki za jedną z polskich specjalności eksportowych. Dzięki temu branża otrzyma z budżetu dofinansowanie na zagraniczną promocję.

Czołówkę branży jachtowej stanowi sześć stoczni: Delphia Yacht Kot z Ostródy, Galeon ze Straszyna koło Gdańska, Ostróda Yacht z Ostródy, Balt-Yacht z Augustowa, Model Art/Parker z Ostródy oraz Ślepsk z Augustowa. Ich łodzie to 60 proc. całej polskiej produkcji.

Prognozowana bessa w branży może zaszkodzić przede wszystkim małym firmom. Te duże są bardziej odporne na zawirowania gospodarcze. Łodzie buduje się bowiem tylko pod zamówienia klientów, a tymczasem koniunkturę hamuje napięta sytuacja gospodarcza.

Według szacunków Polskiej Izby Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych Polboat w ubiegłym roku polskie stocznie jachtowe wyprodukowały ok. 15 – 17 tys. jednostek. To najlepszy wynik od pierwszej fali kryzysu, która mocno podtopiła branżę, doprowadzając do zmniejszenia produkcji w latach 2008 – 2009 do poziomu 10 tys. sztuk. Ale ubiegłoroczna dynamika wzrostu eksportu – produkcja jachtów to jedna z polskich specjalności – w tym roku się załamie.

– Z powodu spadku popytu m.in. na takich rynkach, jak: Hiszpania, Grecja czy Włochy, możemy się spodziewać zmniejszenia produkcji o 10 – 15 proc. – szacuje Polboat.

Pozostało 90% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy