Zbliżający się przetarg na częstotliwości radiowe musi pogodzić sprzeczne interesy działających na rynku operatorów, jak również przyczynić się do realizacji społeczno-ekonomicznych wyzwań, jakie stoją przed Polską. Wobec szumu informacyjnego z różnych stron trudno wyrobić sobie jasne przekonanie, jak to powinno wyglądać z punktu widzenia najszerszego interesu społecznego, z punktu widzenia konsumenta. We współpracy redakcyjnej z kolegami z serwisów GSMonLine.pl oraz TELEPOLIS.PL przedstawiamy kilka najważniejszych punktów, które powinny sprzyjać temu celowi.
Wsparcie słabszych, czy wolny rynek?
W ciągu ostatnich 24 miesiący przez prawie całą Europę przetoczyły się przetargi na częstotliwości radiowe – zarówno w paśmie 800 MHz i 2600 MHz, typowo pod LTE, jak i na pozostałości zakresów 900 MHz oraz 1800 MHz (wcześniej nierozdysponowane lub odzyskane od operatorów). W prawie wszystkich tych postępowaniach widać próby wyrównywania szans operatorów poprzez zapewnienie możliwości zdobycia częstotliwości tym, którzy ich nie mają albo mają wyraźnie mniej niż konkurencja. W Polsce jedynym operatorem, który nie ma częstotliwości 1800 MHz, jest P4. Telekom nie brał udziału w przetargach, które miały miejsce w ostatnich latach, tłumacząc, że w 7-letnim horyzoncie nie widzi potrzeby posiadania pasma 1800 MHz. Teraz tego wyraźnie żałuje.
Historycznie częstotliwości 1800 MHz zostały przyznane w dwóch turach: pod koniec lat 90-tych trzem największym obecnie operatorom (PTC, Centertel, Polkomtel), potem w 2007 roku w przetargu, który wygrały Mobyland i CenterNet, dzisiaj w grupie NFI Midas, kontrolowanej przez Zygmunta Solorza-Żaka, do której należy również Polkomtel. Wszyscy dostali, w zaokrągleniu, po 10 MHz.