„Nie wkładaj wszystkich jaj do jednego koszyka" – brzmi jedno z powiedzeń giełdowych, które w obrazowy sposób oddaje znaczenie dywersyfikacji w inwestowaniu.
Chodzi przy tym nie tylko o różnicowanie pod względem klas aktywów – akcji, obligacji, nieruchomości itp. – ale również w sensie geograficznym. O konieczności rozproszenia inwestycji pomiędzy różnymi rynkami Polacy często jednak zapominają (prawdopodobnie w myśl innego powiedzenia, o znacznie szerszym wydźwięku niż tylko giełdowy – „bliższa ciału koszula niż sukmana").
Dobry moment
Szczególnie teraz warto jednak zainteresować się również rynkami zagranicznymi, np. za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych, niezależnie od tego, na jaką klasę aktywów stawiamy. Dlaczego? Wiele rynków wschodzących dostało w tym roku mocno „w kość". Widać to szczególnie dobrze na przykładzie giełd akcji. – W ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy tego roku rynki wschodzące straciły 6,4 proc., podczas gdy światowy indeks zyskał 15,3 proc. – zwraca uwagę Andrzej Miszczuk, główny strateg F-Trust.
Tak więc obok czynników przemawiających zwykle za inwestycjami w akcje spółek działających na rynkach wschodzących, niezależnie od koniunktury – takich jak demografia czy konwergencja, czyli upowszechnienie się konsumpcyjnego stylu życia, widoczne szczególnie w Azji i Ameryce Południowej – dochodzą teraz czynniki techniczne. Akcje spółek notowanych na giełdach w krajach rozwijających się są teraz po prostu tanie.
Szczególną uwagę zwracamy na Europę. Europejskie tuzy znaczą cześć swoich przychodów osiągają obecnie poza granicami Starego Kontynentu