W mediach szerokim echem odbiły się wyniki badań grupy firm analitycznych, z których wynika, że w lipcu średnie ceny w sklepach spożywczych wzrosły o 11,9 proc. rok do roku. Te wyliczenia kontrastują z oficjalnymi danymi GUS, w świetle których ceny żywności i napojów bezalkoholowych wzrosły w minionym miesiącu o zaledwie 3,1 proc. rok do roku. Ta rozbieżność w mediach społecznościowych stała się pożywką dla spekulacji, że oficjalne dane są w jakiś sposób zafałszowane, a inflacja w Polsce jest faktycznie wyższa, niż podaje GUS.
To zupełnie nieuprawniony wniosek z danych, które konsorcjum firm analitycznych (UCE RESEARCH, Hiper-Com, AdRetail) zbiera na potrzeby sieci handlowych. Na ich podstawie nie da się powiedzieć nic o inflacji, która jest miarą tego, jak zmienia się koszt zakupu koszyka towarów i usług odzwierciedlający strukturę wydatków przeciętnego konsumenta. Siłą rzeczy na koszyk ten nie składają się tylko żywność i napoje.
Ale nawet jeśli ograniczyć się do tej kategorii towarów, procentowa zmiana średnich cen nie jest właściwą miarą inflacji. Konsumenci nie wydają przecież na wszystkie towary tyle samo. A jeśli najbardziej drożeją te, na które wydają relatywnie mało, a najmniej te, na które wydają dużo, to koszt ich zakupów zwiększa się znacznie wolniej niż średnie ceny. Co więcej, konsumenci często ograniczają wydatki na dobra drożejące najszybciej.
Inflacja nie jest przedmiotem zainteresowania wspomnianych firm analitycznych. Dlatego zestawianie ich wyliczeń z danymi GUS, jak to zrobiła część dziennikarzy i komentatorów, to niebezpieczne nieporozumienie, a w najgorszym wypadku świadoma manipulacja. Nie tylko bezpodstawnie podważa wiarygodność oficjalnych danych, ale też może podsycać oczekiwania inflacyjne, czego nikt dzisiaj nie powinien sobie życzyć. W obecnej sytuacji – gdy nawet w świetle oficjalnych danych inflacja sięga 5 proc. i jest najwyższa od dekady – od dziennikarzy należałoby raczej oczekiwać, że będą tłumaczyli swoim odbiorcom, dlaczego może im się wydawać, że ich koszty życia rosną szybciej, niż raportuje GUS. I przypominali, że indywidualne doświadczenia są słabym wskaźnikiem inflacji, która jest kategorią makroekonomiczną. Dane o średnim wzroście cen w sklepach spożywczych to akurat dobry punkt wyjścia do takich wyjaśnień.
Ceny towarów i usług, które są stabilne, nie zwracają naszej uwagi. Zauważamy tylko zmiany, przy czym bardziej zapadają nam w pamięć zwyżki, o których więcej mówi się też w mediach. Ceny artykułów spożywczych są zaś wyjątkowo zmienne: często rosną, ale też często maleją. Ale my zapamiętujemy zwyżki, stąd wrażenie, że żywność stale drożeje. A ponieważ jest to akurat kategoria towarów, które kupujemy często, nasze doświadczenia ze sklepów spożywczych rozciągamy na wszystkie inne sklepy.