Ekologiczny zapał Brukseli, która zaproponowała ograniczenie emisji CO
2
o 20 procent do 2020 roku, był od początku popierany przez Berlin. Jednak do czasu, gdy Komisja Europejska wyszła z pomysłem zakazania produkcji samochodów spalających zbyt dużo paliwa. Projekt dyrektywy samochodowej, która miałaby nakładać na koncerny motoryzacyjne obowiązek produkowania samochodów emitujących nie więcej niż 120 gramów CO2 na kilometr, spotkał się silnym oporem niemieckiego lobby samochodowego. To właśnie w tym kraju produkuje się przede wszystkim samochody duże oraz luksusowe i ekologiczne wymogi byłyby dla Niemców bardzo bolesne. Limit 120 g/km oznacza bowiem średnie zużycie paliwa na poziomie 5 litrów benzyny lub 4,5 litra oleju napędowego na 100 km.
– Jesteśmy zaniepokojeni propozycjami komisji. Grożą one nadmiarem przepisów: zbyt wiele jest wymagań, które mają prowadzić do tego samego celu – mówią niemieckie źródła rządowe. Berlin zgadza się na cele ogólne, ale próby Brukseli wyznaczania limitów dla poszczególnych sektorów uważa za mieszanie się w wewnętrzne sprawy.
Już dawno Niemcy tak zdecydowanie nie potępiali Komisji Europejskiej. – Chcemy wyliczeń: jaki będzie efekt ekologiczny takich restrykcji dla dużych samochodów? Naszym zdaniem minimalny – mówi Matthias von Randow, wiceminister transportu. I przekonuje, że to właśnie luksusowe samochody przodują w wynalazkach technologicznych. Na przykład system nawigacji satelitarnej GPS został najpierw zainstalowany w drogich autach, bo w tanich się to nie opłacało. Podobnie dzieje się z nowinkami w dziedzinie bezpieczeństwa.