Wikingowie obudzili się ze snu

Z islandzkiego dobrobytu niewiele pozostało. Nikt nie jest pewny jutra. Inflacja pożera pensje, a bezrobocie zaledwie w ciągu kilku miesięcy skoczyło o połowę. – Rozliczymy bankowców i polityków – grzmi nowe stowarzyszenie Głos Ludu. 33 winnych już znalazło

Publikacja: 05.02.2009 01:46

Hordur Torfason, lider obywatelskiego ruchu Głos Ludu, przemawia przed parlamentem

Hordur Torfason, lider obywatelskiego ruchu Głos Ludu, przemawia przed parlamentem

Foto: AFP

Na ulicach Rejkjawiku nie widać, że Islandia znajduje się na skraju bankructwa. Restauracje i bary są przepełnione. Sądząc po stanie upojenia alkoholowego ich klientów, Islandczycy wciąż chętnie wydają pieniądze na rozrywkę. Kelnerki są uśmiechnięte, a przed bankomatami tworzą się długie kolejki.

Ale to tylko pozory. Przy bliższym spojrzeniu oznaki kryzysu są jednak widoczne. W centrum miasta przy samym porcie w niebo sterczą betonowe ściany przyszłego centrum konferencyjnego, które miało być ozdobą miasta. Budowa stoi, bo brakuje pieniędzy na jego dokończenie. Wokół centrum roi się od nowo zbudowanych luksusowych osiedli mieszkalnych. One również stoją puste. Nikt nie ma pieniędzy na zakup mieszkania.

Islandczycy kryzysowe frustracje rozładowują w soboty. Przed parlamentem w centrum Rejkjawiku zbierają się setki ludzi i bijąc w garnki i patelnie, łyżkami domagają się reform. I tak regularnie od kilku tygodni. Na przyszłą sobotę zapowiedziana jest kolejna taka demonstracja.

[srodtytul]Kryzys zaufania[/srodtytul]

23-letnia Frida pracuje jako sprzedawczyni w sklepie spożywczym na ulicy Kirkjus. Ostatnie kilka lat mieszkała w szwedzkim Göteborgu. Do kraju wróciła we wrześniu ubiegłego roku, dwa tygodnie przed wybuchnięciem kryzysu. – Żałuję, że wróciłam. W Szwecji zarabiałabym trzy razy tyle co tu. Ale skąd miałam wiedzieć? – pyta. W sklepie Frida zarabia 1600 koron na godzinę (ok. 10 euro). Za mało w obliczu inflacji i rosnących cen.

– Za mieszkanie płaciłam przed kryzysem około 100 tysięcy koron miesięcznie. Teraz płacę już 115 tysięcy. Czynsz podnoszą praktycznie co miesiąc. Zdrożały żywność i ubrania – skarży się. Nowemu rządowi nie ufa. – Chciałam, by rząd się zmienił. Stałam przed Althingi (parlamentem) i biłam w garnek. Stare władze nas oszukały. To nie znaczy jednak, że nowe są lepsze. Straciłam zaufanie do polityków – twierdzi.

Podobnego zdania jest 35-letni Biarni, właściciel małego sklepiku z upominkami na głównej ulicy handlowej Laugavegur. – Musiałem podnieść ceny. Niektóre o ponad 100 procent. Turystów brakuje, ulice są puste. Kiedyś przyjeżdżali Duńczycy, Szwedzi i Norwegowie w sezonie zimowym na zakupy. W tym roku brakuje klientów – wzdycha. Sklepik, który prowadzi wraz z kuzynem, należy do jego rodziny już od 1927 roku. – Załamałbym się, gdybym musiał go zamknąć po tylu latach – martwi się.

Do nowych władz także i on nie ma zaufania. – Czy to lewica, czy prawica, to wszystko są oszuści. Kto przetracił nasze oszczędności? Bogaci. A kto jest u nas bogaty? Politycy i biznesmeni. Powinniśmy ich rozliczyć, wszystkich. Jeśli wyjdziemy z tej sytuacji, to o własnych siłach, a nie dzięki rządowi i bankowcom – uważa.

[srodtytul]Rząd liczy na Brukselę [/srodtytul]

A Unia Europejska? – Mnie tam jest wszystko jedno. Moim zdaniem przystąpienie do Unii nie rozwiąże problemów. Jeśli nie wrócimy do naszych korzeni – ciężkiej pracy i uczciwości – mamy małe szanse na przyszłość w Unii czy poza nią – twierdzi rozgoryczony.

Tymczasem dla nowego islandzkiego rządu, który przejął władzę w niedzielę, przyszłość jest jasna – jak najszybsze wejście do Unii Europejskiej. – To najlepsze rozwiązanie – powiedziała nowa premier Islandii Johanna Sigurdadottir. Dodała, że rozważane są też inne możliwości, w tym współpraca monetarna z Norwegią.

Rozliczenie bankowców i polityków to jedno z żądań protestujących zrzeszonych w stowarzyszeniu Głos Ludu pod przywództwem 63-letniego Hordura Torfasona. Znany muzyk wstawił do internetu „listę 33”, na której znajdują się ci, którzy zdaniem Islandczyków są odpowiedzialni za kryzys. Między innymi prezydent Islandii Olafur Ragnar Grimsson, który w ostatnich latach doradzał islandzkim firmom szukającym nowych rynków w Azji i Ameryce południowej, oraz szefowie banków Landsbanki, Glitnir i Kaupthing, którzy utopili oszczędności tysięcy Islandczyków. Torafson, pierwszy Islandczyk, który przyznał się publicznie do tego, że jest homoseksualistą, dziś zamiast grać koncerty, organizuje protesty antyrządowe.

[srodtytul]Kraj w depresji[/srodtytul]

Według Torafsona Islandczycy są pogrążeni w głębokiej depresji. – Podczas ostatniego protestu w sobotę otrzymałem telefon od człowieka, który twierdził że cztery generacje jego rodziny straciły całe oszczędności. Chciał, żebym mu pomógł popełnić samobójstwo przed parlamentem. Odmówiłem. Dwa dni później nie żył. Powiesił się w łazience – opowiada Torafson. Jego zdaniem samobójstwa w Islandii się mnożą podobnie jak rozwody. – Ten kryzys zniszczył strukturę naszego społeczeństwa. Rodziny się rozpadają, młodzi wyjeżdżają z kraju. Dlatego nie przestaniemy protestować. Nowym władzom trzeba patrzeć na ręce. Nie damy się oszukać kolejny raz – podkreśla.

Winowajcy kryzysu to jego zdaniem bogaci biznesmeni, którzy myślą tylko o zyskach, i tchórzliwi politycy, którzy ukrywają prawdę przed ludźmi. – Gdy wybuchł kryzys, latałem od jednego ministra do drugiego. Błagałem: powiedzcie nam, co się dzieje. Odmówili. Mieli nadzieję, że wszystko samo się ułoży. To był ich wielki błąd – utrzymuje. Według niego protesty są wciąż konieczne, by sprawy szły do przodu. – Zamiast protestować przeciwko rządowi, walczymy, by zmusić nowy rząd do reform. Żądamy więcej demokracji, wyborów i natychmiastowych rozwiązań dla naszej gospodarki – podkreśla. Jego zdaniem przystąpienie do Unii to zbyt łatwe. – To jest typowe dla naszych polityków. Najpierw okradają zwykłych ludzi z oszczędności, a teraz chcą przystąpić do Unii, by nie musieć reformować kraju. My się na to nie zgadzamy. Unia to nie rozwiązanie, to kolejne oszustwo – twierdzi.

[srodtytul]Koniec snu królewny[/srodtytul]

Protesty, które zorganizował Torafson, to nowość w historii Islandii. Nigdy wcześniej Islandczycy nie walczyli tak zacięcie o swoje. Były dni, kiedy na ulicach manifestowało ponad 10 tysięcy osób. Pod presją demonstrantów upadł prawicowy rząd oraz został usunięty zarząd banku centralnego. – To jest pozytywna strona całej sytuacji. Wikingowie się obudzili ze snu królewny, w którym tkwili przez ostatnich dziesięć lat, ciesząc się jak małe dzieci z dobrobytu. Prawicowa partia niepodległości rządziła w tym kraju przez ostatnich 20 lat. Dlaczego? Bo na ich wiecach wyborczych rozdawano najwięcej darmowego piwa. Ludzie głosowali na tych, którzy im obiecywali kokosy. Teraz przestali wierzyć w obietnice – uważa.

Choć na ulicach nie widać Islandczyków żebrzących o pieniądze i jedzenie, przy kościołach w centrum Rejkjawiku wolontariusze Czerwonego krzyża czekają na zdesperowanych. Kościół luterański oferuje ludziom posiłki za kilkaset koron. Większość Islandczyków wstydziłaby się stanąć w kolejce po jedzenie. Podaje się je więc na zapleczu, w zakrystii, z daleka od spojrzeń ciekawskich.

[srodtytul]Oblężenie urzędów pracy[/srodtytul]

W urzędzie pracy przy ulicy Borgartun panuje tłok. Według szacunków ministerstwa gospodarki bezrobocie wzrosło w Islandii o 45 procent. Prawie 18 tysięcy Islandczyków jest dziś bezrobotnych, a rząd zapowiada zmniejszenie wszystkich świadczeń społecznych o co najmniej 5 procent.

– Byłem tokarzem, ale firma, w której pracowałem, zbankrutowała. Nie wiem, co mam robić. Mam cztery osoby na utrzymaniu – opowiada 46-letni Oleif. W kolejce po zasiłek stoi już od czterech godzin. Podobnie jak 55-letnia Sigurd, która pracowała jako sprzedawczyni w sklepie z ubraniami. – Kiedyś łatwo było znaleźć nową pracę. Teraz nie ma na to szans. Kto mnie zatrudni w moim wieku? – skarży się. Sigurd wzięła kredyty na samochód i dom, w japońskich jenach. Nie jest w stanie ich spłacić.

W siedzibie partii niepodległości panuje podobne przygnębienie. Dla wielu Islandczyków ugrupowanie byłego premiera Geirda Haarde jest bezpośrednio odpowiedzialne za upadek kraju. Posłowie bronią się, jak mogą. – Mamy zaledwie 300 tysięcy mieszkańców. Przez wiele lat żyliśmy z rybołówstwa, turystyki i energii geotermalnej. By przyciągnąć inwestycje, musieliśmy uatrakcyjnić naszą walutę. Rozbudowaliśmy sektor finansowy. Nie mogliśmy przewidzieć światowego kryzysu. Gdyby nie to, wszystko byłoby w porządku – twierdzi poseł partii Biarni Benediktsson. Jego zdaniem nowy rząd nie uratuje kraju.

– Przystąpienie do Unii byłoby wielkim błędem. My żyjemy z rybołówstwa. Unijne ograniczenia na połów ryb zrujnują nasz kraj – uważa. Jego zdaniem nowa premier nie będzie miała czasu na podniesienie gospodarki. – 80 dni to za mało, by cokolwiek zdziałać. Pożyczka od funduszu monetarnego zmusza nas do spełnienia jego kryteriów, czyli między innymi do stabilności waluty. Nie pozostało nam tu wiele miejsca na własne inicjatywy. Rząd powinien podnieść podatki, by wyrównać braki dochodów fiskalnych związane ze wzrostem bezrobocia. Stopy procentowe są za wysokie, wynoszą prawie 18 procent. Ludzie nie są w stanie spłacić kredytów. Nie wiem, co będzie dalej, ale się boję, że lewica tylko pogorszy kryzys. Oni chcą wygrać wybory w kwietniu, więc nie podejmą żadnych niepopularnych działań. Takie działania są jednak teraz niezbędne – kończy.

Na ulicach Rejkjawiku nie widać, że Islandia znajduje się na skraju bankructwa. Restauracje i bary są przepełnione. Sądząc po stanie upojenia alkoholowego ich klientów, Islandczycy wciąż chętnie wydają pieniądze na rozrywkę. Kelnerki są uśmiechnięte, a przed bankomatami tworzą się długie kolejki.

Ale to tylko pozory. Przy bliższym spojrzeniu oznaki kryzysu są jednak widoczne. W centrum miasta przy samym porcie w niebo sterczą betonowe ściany przyszłego centrum konferencyjnego, które miało być ozdobą miasta. Budowa stoi, bo brakuje pieniędzy na jego dokończenie. Wokół centrum roi się od nowo zbudowanych luksusowych osiedli mieszkalnych. One również stoją puste. Nikt nie ma pieniędzy na zakup mieszkania.

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy