– Banki są coraz bardziej zainteresowane sprzedażą pożyczek gotówkowych. Za depozyty w ostatnim okresie płaciły i nadal płacą stosunkowo dużo i dlatego intensyfikują sprzedaż wysokomarżowych produktów kredytowych – mówi Michał Glinka, dyrektor Departamentu Produktów i Usług Bankowości Detalicznej w BGŻ.
Swoje pożyczki zaczęły reklamować wspólnie BPH i GE Money Bank (te spółki będą się łączyć), a także Allianz Bank, AIG Bank oraz Cetelem. – Kończy się wojna depozytowa, a sytuacja na rynku kredytów mieszkaniowych wciąż jest niepewna, dlatego banki postawią na kredyty konsumpcyjne – uważa Tomasz Czyż, dyrektor sprzedaży kart kredytowych i kredytów detalicznych w Allianz Banku.
Z jednej strony banki przyznają, że pożyczki gotówkowe będą dla nich źródłem przychodów, z drugiej zastrzegają, że będą kontrolować ryzyko. Co to znaczy? – Banki przyjrzą się procedurom przyznawania kredytów. Chętniej będą ich udzielać swoim klientom, a nie tym z ulicy. Będą bardziej selektywne. Z pewnością takiej dynamiki przyrostu kredytów na dowód jak w ubiegłym roku już nie będzie – twierdzi Hubert Pałgan, dyrektor Departamentu Sprzedaży w MultiBanku.
Jacek Obłękowski, prezes Dominet Banku, uważa, że banki będą wybierały trzy, cztery cechy klienta, któremu będzie można pożyczyć pieniądze. Jedną z nich może być miejsce zatrudnienia. Kryzys sprawił, że wiele branż jest zagrożonych redukcjami zatrudnienia. Bankowcy nie kryją, że będą na to zwracać uwagę.
Dziś poznamy decyzję Rady Polityki Pieniężnej. Ekonomiści obstawiają, że Rada obetnie stopy procentowe o 25 pkt bazowych. Jednak jeszcze w tym roku główna stopa może spaść do 3 proc. Razem z nią obniża się stopa lombardowa, od której uzależnione jest maksymalne oprocentowanie kredytów. Może ono wynieść nie więcej niż cztery razy stopa lombardowa. Dziś maksymalne oprocentowanie kredytu wynosi 23 proc. Jeśli stopa lombardowa spadnie np. do 4,5 proc., banki będą mogły brać maksymalne odsetki na poziomie 18 proc. Prezes jednego z największych banków: – To sprawi, że nie będziemy dawać pożyczek osobom o niskich zarobkach. Tłumaczy, że cena takich kredytów nie będzie odzwierciedlała ryzyka, które bank musi wziąć na siebie. Szczególnie teraz, w czasie kryzysu.