Co słychać w operze?

Słychać to, na co pozwala akustyka sali. W nowej Operze Krakowskiej jest dobra i można ją regulować po staroświecku – śrubokrętem. W Teatrze Wielkim w Warszawie są miejsca, gdzie publiczność nic nie słyszy

Publikacja: 17.04.2009 06:14

Musikverein w Wiedniu. Według Krzysztofa Pendereckiego jedna z najlepiej brzmiących sal koncertowych

Musikverein w Wiedniu. Według Krzysztofa Pendereckiego jedna z najlepiej brzmiących sal koncertowych w Europie

Foto: AP

Red

Na zamku w Wiśniczu jest komnata o fascynujących właściwościach. Stojąc w jednym jej rogu, można słyszeć szept dochodzący z przeciwległego kąta. Wykorzystywał to ponoć książę pan, podsłuchując spowiedź swej małżonki. Mniej więcej o to samo chodzi w salach koncertowych i gmachach operowych – by najcichsze piano instrumentu lub ludzkiego głosu doleciało do najdalszych czy najwyżej położonych miejsc na widowni. – To zadziwiające, że na tzw. jaskółce w nowojorskiej Metropolitan Opera – na samej górze, gdzie są tylko miejsca stojące – słyszy się doskonale. Ostatnio dostałem „dzikie” nagranie „Rycerskości wieśniaczej”, w której śpiewałem, zrobione właśnie stamtąd. Słychać rewelacyjnie! – mówi Wiesław Ochman, słynny polski tenor.

[srodtytul]Skomplikowane proporcje[/srodtytul]

Metropolitan Opera ma widownię na ok. 4 tys. miejsc. Nasz Teatr Wielki w Warszawie to „tylko” 1,8 tys. A mimo to... – W tej chwili niestety istnieją w Teatrze Wielkim takie miejsca, gdzie publiczność po prostu nie słyszy. To charakterystyczne dla wszystkich filharmonii i teatrów, gdzie pierwszy balkon jest bardzo nisko zawieszony, na miejscach usytuowanych pod nim słyszalność jest minimalna – zauważa Katarzyna Suska, solistka Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Za to w pierwszym rzędzie parteru tego gmachu słychać bardzo dobrze, ale... tylko orkiestrę.

To jak bardzo dyrygent „wystaje” z kanału orkiestrowego, ma w sali opery ogromne znaczenie. Głosy śpiewaków, by dotrzeć do słuchaczy, muszą przebić się przez kurtynę dźwiękową, jaką tworzy orkiestra. A wielka orkiestra symfoniczna to ponad setka instrumentów. Mało tego, scena to nie tylko przestrzeń, którą widzi publiczność, ale także niewidoczne dla niej przestrzenie po bokach sceny zwane kieszeniami. Czekają w nich dekoracje, które w odpowiednim momencie przedstawienia zastąpią te aktualnie zamontowane. Również od tego, z czego jest zrobiona scenografia, zależy akustyka – już nie sali, ale konkretnego spektaklu. Dziś na dekoracje często składają się metalowe rury, szkło, lasery. Dawniej było to z reguły drewno, które wspomagało śpiewaka.

Czego nie rozumieją scenografowie, na szczęście pojęli architekci. Budowane obecnie sale operowe i koncertowe w absolutnej większości są wykładane drewnem, jak nowa opera w Krakowie, oddana do użytku w grudniu zeszłego roku. I choć jej forma architektoniczna wzbudza kontrowersje, to już na inauguracji każdy, komu słoń nie nadepnął na ucho, był zachwycony akustyką nowego gmachu. – Krakowska opera należy do teatrów, w których głos wraca do śpiewaka. Śpiewa się tu bardzo dobrze – mówi Mariusz Kwiecień, baryton występujący na największych scenach, od Moskwy przez Paryż po Nowy Jork. To zasługa projektanta budynku dr. Romualda Loeglera. – Zastosowanie szkła jako elementu akustycznego jest naszym pomysłem – chwali się architekt, wskazując sufit nad widownią wykonany z olbrzymich płyt z wiśniowego szkła. Podobne szklane panele wiszą w nowej filharmonii w Łodzi, zaprojektowanej również przez dr. Loeglera. Niestety, akustyka łódzkiej sali jest fatalna.

[srodtytul]Trzeba fachowca[/srodtytul]

W Łodzi architekt zastosował szkło gładkie, odbijające, a w Krakowie jest zmodyfikowane: grube, klejone i sztywne – wyjaśnia prof. Jan Adamczyk, autor projektu akustyki nowej Opery Krakowskiej, specjalista w zakresie wibroakustyki i inżynierii dźwięku. Loegler nie miał łatwego zadania, bo parcela, na której powstał nowy gmach, jest bardzo mała. A prawa akustyki są nieubłagane, np. na jednego widza w operze czy filharmonii powinno przypadać ok. 10 metrów sześciennych przestrzeni sali. Dlatego nad widownią krakowskiej opery, ponad szklanym sufitem, jest wielka pusta przestrzeń, która pełni funkcję pudła rezonansowego. Natomiast część ścian sali, wyłożonych dębową boazerią, jest ruchoma – po to, by można było salę „nastroić” jak np. fortepian. Bo za drewnianą boazerią jest pusta przestrzeń, za nią 15-centymetrowa warstwa wełny mineralnej, a na samym końcu betonowa ściana. – To są ściany o zmiennej akustyce, zostały wyregulowane na szczelinę o szerokości 9 mm, co idealnie pokryło się z naszym modelem teoretycznym – chwali się prof. Adamczyk. – Dopracowaliśmy się w Akademii Górniczo-Hutniczej naszego oryginalnego modelu, który pozwala badać rozkład dźwięku w konkretnym pomieszczeniu – precyzuje.

Zmienna akustyka to dziś największy hit wśród specjalistów z tej branży. W Krakowie tę zmienność można uzyskać w bardzo staroświecki sposób: chodząc ze śrubokrętem od panelu do panelu i regulując manualnie szerokość szczeliny. Gdzie indziej robią to silniczki elektryczne, a wszystkim sterują komputery. A przede wszystkim nowoczesna sala koncertowa czy operowa posiada ogromną przestrzeń niewidoczną dla widzów, która działa jak dodatkowe pudło rezonansowe. Wygląda to tak, że za ostatnimi rzędami krzeseł są ruchome niby-ściany, a za nimi „pustacie”, jak mówią podhalańscy górale. Jeśli na scenie występuje wielki zespół wykonawców, zwiększa się szczeliny w tych niby-ścianach, jeśli tylko śpiewaczka z towarzyszeniem fortepianu – zmniejsza. Tak jest w obliczonej na 1,8 tys. słuchaczy sali koncertowej Centrum Kulturalno-Kongresowego w Lucernie, gdzie 25 tys. metrów sześciennych standardowej kubatury uzupełniają „pustacie” o objętości

9 tys. metrów sześciennych. Jean Nouvel, projektant tego gmachu, powiedział dziennikarzom: – Ja byłem okiem tego projektu, a uchem był Russel Johnson (chodzi o wybitnego amerykańskiego akustyka – red.).

[srodtytul]Dyskretne oszustwo [/srodtytul]

Nowoczesna technika stwarza w każdej dziedzinie życia niebezpieczne pokusy. – Teraz na świecie coraz częściej stosuje się mikroporty na scenie i nagłośnienie. Gdzieś jest błąd w przygotowaniu śpiewaków do tego zawodu – twierdzi Romuald Tesarowicz, bas, który przez wiele lat musiał się zmagać z nie najlepszą akustyką paryskiej Opéra Bastille. – Teatr Wielki w Warszawie podobno jest nagłaśniany. Za moich czasów nigdy nie był – mówi Wiesław Ochman. – Nagłośnienie idzie na widownię, jest bardzo dyskretne, ale idzie – mówi Romuald Tesarowicz. – W Łodzi śpiewają z mikroportami – dodaje.

Żaden prawdziwy meloman nie wybaczy żadnemu teatrowi elektronicznego wzmacniania głosu śpiewaków. Dlatego żaden teatr do czegoś takiego nigdy się nie przyzna. – Mówi się, że Metropolitan Opera jest podrasowana – zdradza środowiskowe opinie Katarzyna Suska. – Ja się nie spotkałem z nagłośnieniem w Met. To szydercy twierdzą, że jej fantastyczna akustyka podpierana jest urządzeniami technicznymi – dementuje Mariusz Kwiecień.

[srodtytul]Tylko nie w kościele[/srodtytul]

Pierwszymi salami koncertowymi Europy były świątynie. Stare kościoły do dziś zdumiewają akustyką. Czasem doskonałą, czasem kapryśną, ale zawsze fascynującą. Charakterystyczny dla obiektów sakralnych pogłos jest w nich tłumiony przez dużą ilość drewna, z którego wykonane jest wyposażenie, np. ołtarze. Tymczasem nowe polskie kościoły to kilometry kwadratowe gołego betonu, uzupełnione granitowymi posadzkami i dużymi przeszkleniami. Materiały te odbijają dźwięk, wprowadzają bardzo duży pogłos.

– Jeśli chodzi o czas pogłosu, bazylika w Licheniu bije rekordy świata: 16 sekund. Taki rezultat trudno uzyskać u mnie na uczelni w warunkach komory pogłosowej – opowiada prof. Adamczyk. – Wielu proboszczów nas zaprasza. Badamy, proponujemy ulepszenia. Ale rzecz dotyczy olbrzymich kubatur, a więc dużych wydatków – wyjaśnia.

Nieprędko zatem doczekamy się udanych koncertów w nowych kościołach. A wystarczyło kilkadziesiąt lat temu uwzględnić akustykę w programach nauczania architektów. Do dziś jej tam nie ma.

Na zamku w Wiśniczu jest komnata o fascynujących właściwościach. Stojąc w jednym jej rogu, można słyszeć szept dochodzący z przeciwległego kąta. Wykorzystywał to ponoć książę pan, podsłuchując spowiedź swej małżonki. Mniej więcej o to samo chodzi w salach koncertowych i gmachach operowych – by najcichsze piano instrumentu lub ludzkiego głosu doleciało do najdalszych czy najwyżej położonych miejsc na widowni. – To zadziwiające, że na tzw. jaskółce w nowojorskiej Metropolitan Opera – na samej górze, gdzie są tylko miejsca stojące – słyszy się doskonale. Ostatnio dostałem „dzikie” nagranie „Rycerskości wieśniaczej”, w której śpiewałem, zrobione właśnie stamtąd. Słychać rewelacyjnie! – mówi Wiesław Ochman, słynny polski tenor.

Pozostało 89% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy