Na świetnych wynikach finansowych cieniem położyło się jednak wszczęte 16 kwietnia śledztwo amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC), która oskarżyła bankierów z GS o działanie na szkodę swoich klientów. SEC oskarża bank o to, że sprzedając w 2007 r. inwestorom skomplikowany instrument finansowy oparty na problematycznych kredytach hipotecznych, zataił przed nimi informację, że aktywa, na których bazował instrument Abacus 2007-ac1, wybierał fundusz hedgingowy Johna Paulsona. Ten zaś obstawiał spadek wartości papierów. Sytuacja była więc mniej więcej taka, jakby materiały użyte do konstruowania budynku wybierała firma zarabiająca krocie na usuwaniu skutków katastrof budowlanych.
Zdaniem SEC, gdy pękła m.in. bańka na rynku nieruchomości, klienci Goldmana mieli stracić ponad miliard dolarów. Przesłuchiwani w tej sprawie przed komisją senacką menedżerowie banku odpierali jednak oskarżenia o stosowanie nieuczciwych praktyk i godzinami nauczycielskim tonem tłumaczyli jej członkom szczegóły oferowanych przez tę instytucję skomplikowanych instrumentów finansowych. Przypominali też, że Goldman sam w latach 2007 – 2008 stracił na nich 90 mln dol. Podkreślali także, że inwestorzy zawierali transakcje na własne ryzyko.
Zdaniem przedstawicieli giganta finansowego oskarżenia mają charakter polityczny. I nie jest to argument kompletnie pozbawiony podstaw. Prezydent Barack Obama doskonale zdaje sobie sprawę, że kategoryczne podejście do bossów z Wall Street może znacznie ułatwić demokratom wygranie listopadowych wyborów do Kongresu. Większość Amerykanów ma bowiem wrażenie, że zarabiający krocie bankierzy, którzy uratowali etaty dzięki wielomilionowej pomocy podatników, wciąż nie ponieśli odpowiedzialności za doprowadzenie do kryzysu.
– Niektórzy na Wall Street zapomnieli, że za każdym dolarem, którym handlują, jest rodzina, która chce kupić dom, zapłacić za studia, otworzyć firmę lub zaoszczędzić pieniądze na emeryturę – mówił w ubiegłym miesiącu Obama, zwracając się do nowojorskich finansistów.
Przedstawiciele świata finansjery mogą być nieco rozczarowani taką postawą demokratycznego prezydenta, na którego kampanię wydali w 2008 r. niemal 14,9 mln dol. (republikanin John McCain dostał z Wall Street ok. 8,7 mln). Ludzie z Goldman Sachs na konto kampanii Obamy wpłacili niemal milion. Konserwatywne media od razu to zauważyły, przypominając, że za rządów George'a W. Busha wybuchł skandal, gdy wyszło na jaw, że osoby związane z koncernem Enron wpłaciły na jego kampanię ok. 150 tys. dol. Kolejnych kilka milionów nowojorski bank wydał też w ostatnich wyborach na wsparcie kandydatów obu partii w wyborach do Kongresu.
– Goldman Sachs miał swoje macki zarówno w administracji republikanów, jak i demokratów. To problem obu partii – podkreślała w rozmowie z telewizją Fox News Michelle Malkin, autorka książki "Kultura korupcji", przekonując, że politycy obu partii ponoszą taką samą odpowiedzialność za kryzys jak finansiści z Wall Street, których teraz w tak demagogiczny sposób atakują.