Przy finansowym wsparciu wykładowcy fizyki z Harvardu i kilku grubych ryb z Wall Street, Land już w 1932 r. założył firmę, która obok produkcji modnych okularów słonecznych powoli zaczynała ekspansję, proponując w 1941 r. np. kultową dziś szafę grającą Wurlitzer 850 Peacock zaprojektowaną przez Paula Fullera czy okulary do oglądania filmów w trójwymiarze. Okres II wojny przyniósł inaczej sprofilowane zlecenia. Polaroid specjalizował się wtedy w tworzeniu gogli noktowizyjnych, celowników optycznych i skupiał się na doskonaleniu stereoskopowej technologii z zastosowaniem szkła polaryzującego do produkcji trójwymiarowych obrazów wykorzystywanych w fotografii powietrznej do namierzania pozycji.
Dziś mało kto o tym pamięta. Jednak 21 lutego 1947 r. to dzień, którego nie pomija żadna kronika z epoki. Wtedy właśnie Land zaprezentował swoje "dziecko", tzw. aparat natychmiastowy, noszący od nazwiska twórcy nazwę Land Camera, który mógł wykonać czarno-białą fotografię w ciągu 60 sekund dzięki zastosowaniu samowywołującej się błony fotograficznej.
Gdy niecałe dwa lata później, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, 57 aparatów trafiło do bostońskiego domu handlowego Jordan Marsh (w pierwszym rzucie wyprodukowano ich tylko 60), wyprzedały się na pniu! Na początku lat 70. powstała bardziej zaawansowana wersja kliszy: Integral Film, która zdobyła tak dużą popularność, że Polaroid sprzedawał codziennie grubo ponad 50 tys. opakowań! A trafiały w ręce dosłownie wszystkich. Bo polaroid w wersji niedużego i bajecznie prostego w obsłudze aparatu Highlander 80 okazał się zabawką zaspokajającą wiele fotograficznych potrzeb: zadowalał zarówno niecierpliwych domorosłych fotografów, którzy chcieli natychmiast zobaczyć upamiętnione przed minutą świeczki na torcie na urodzinach cioci, jak i artystów pokroju Warhola czy Mapplethorpa, którym Land dawał aparaty do testowania w zamian za wykonane nimi zdjęcia.
Integral Film, ze względu na powszechną dostępność i niską cenę, z łatwością docierał też pod strzechy. – Ta magia oczarowała ludzi – mówi "Rzeczpospolitej" znany z charakterystycznego stylu słynny brytyjski fotograf Tom Hunter. – Bez specjalnych ceregieli, za naciśnięciem jednego guzika można było wyczarować coś niepowtarzalnego i jednocześnie z przejęciem obserwować proces powstawania: biały, błyszczący papier zyskiwał obraz! Czegoś takiego do tej pory nie było. I mnie to właśnie przyciągnęło do polaroida.
Podobno do dziś jest na świecie około miliarda działających aparatów tej marki. Do niedawna jednak były bezużyteczne, bo sławę polaroida przyćmił ekspresowy rozwój technologii cyfrowej. W 2008 r. Polaroid zamknął z tego powodu fabryki w Norwood i Waltham w USA oraz w Enschede w Holandii i zadeklarował chęć pójścia z duchem czasu, skupiając się na inwestycjach w najnowsze technologie.
[srodtytul]Misja niemożliwa?[/srodtytul]