KOMENTARZ: Niech niewidzialna ręka zadba o jakość usług

Aktualizacja: 20.05.2011 11:08 Publikacja: 20.05.2011 11:05

Przysłuchując poniedziałkowej debacie w UKE na temat mierzenia jakości usług dostępu do internetu doszedłem – na własny użytek – do trzech wniosków: a) lepszy, lub gorszy system pomiarów na pewno da się stworzyć, b) nikt nie będzie zadowolony, a operatorzy będą go podważać, jeżeli przełoży się na churn, c) dla większości klientów będzie martwym zapisem. Nie twierdzę, że nie dałby żadnych efektów, bo pewnie zmobilizowałby operatorów do większej dbałości o jakość. Ale może dałoby się to zrobić prościej, taniej i w zgodzie z zasadami wolnego rynku i konkurencji.

Podczas debaty słusznie padło, że dla większości klientów megabity, "dżitery", opóźnienia itp. to są iluzoryczne pojęcia. Oni chcą, żeby łącze im działało. Czytaj: żeby działały usługi, z których lubią korzystać.

Ja mam kliencki kaprys korzystać z łącza 10 Mb/s. Chcę wygodnie przeglądać WWW, odbierać i wysyłać maile i oglądać wideo online. Korzystam z tych usług na ogół komfortowo. Jeżeli ceny u konkurencji radykalnie się nie zmienią, to nie zmienię operatora. Nie będzie mi się chciało. Myślę, że taka jest logika 80 proc. użytkowników usług dostępowych.

Ale, jeżeli komfort usług mi spadnie, jeżeli zaczną się awarie, to zadowolony nie będę. Nie chcę wtedy myśleć o reklamacjach, nie chcę myśleć o groszowych rekompensatach za przestoje. Nie chcę myśleć nawet o zwolnieniach z abonamentu, bo co mi z tego, że nie płacę, skoro nie mam usługi? Ja chcę w te pędy uciec do operatora, któremu sieć nie robi figli! Po pierwsze, żeby mieć usługę dostępową, po drugie, żeby dokonać konsumenckiej zemsty. I tu zaczynają się schody.

Na rynku obowiązują umowy terminowe, dzięki którym operatorzy mają gwarancję zwrotu poniesionych na akwizycję klienta kosztów. No dobrze, ale ja z tym samym ISP prolonguję umowę już czwarty raz. Modem zamortyzował mu się już dawno. Kosztem jest teraz tylko wizyta kuriera. A ja ciągle muszę podpisywać umowy terminowe, jeżeli chcę korzystać z cen dostępu na rynkowym poziomie. Jeżeli chodzi o internet mało mnie to boli, bo umowę mam 12-miesięczną. Gorzej przytrafiło mi się z telefonem komórkowym.

Umowa wiąże mnie na dwa lata. Nawet gdybym nie wziął telefonu „za złotówkę", to i tak nie mógłbym zawrzeć umowy na krócej, nie mówiąc już o umowie na czas nieokreślony. I tego akurat żałuję, bo z mojego operatora komórkowego nie jestem zadowolony i po zakończeniu lojalki w te pędy wracam do poprzedniego. Zwykła emocjonalna decyzja konsumencka: tam działało, tu nie działa. I nie interesuje mnie, że może statystycznie mój operator ma niższy odsetek dropcalli, niż inni. Mój telefon ma działać!

Podejrzewam, że jakikolwiek wymuszony na operatorach system mierzenia jakości z uwagi na wielkości ich sieci będzie miał charakter bardzo uśredniony, stosownie no wybranych punktów pomiaru. I nie zawsze uwzględni lokalną sytuację. Na przykład na zakończeniach sieci, z których ja korzystam. Co mi więc przyjdzie z SLA w umowie? Na pewno nie da się podważyć tego zapisu?

Reasumując, myślę, że lepiej na klienta i rynkowej konkurencji byłoby poluźnić wiążące klientów kajdany. Niech poziom jakości usług nie będzie pustym słowem. Zadowolony klient nie odejdzie. Na miejscu UKE ograniczyłbym się do zbudowania systemu neutralnych pomiarów jakości usług – urzędowych speedtestów. Tak dobrych, jak to jest tylko możliwe. Jestem przekonany, że gdyby taki oficjalny system zaistniał operatorzy na wyprzódki staraliby się w nim dobrze wypaść. Prawdopodobnie motywacja byłaby wyższa, niż zapis drobnym druczkiem w umowie i regulaminie o „minimalnej, gwarantowanej"

Brytyjski Ofcom upublicznia statystyki skarg konsumenckich na operatorów. Pewnie nie zawsze jest to obiektywne i fair, ale podejrzewam, że działa. Nie gorzej, niż idealna techniczno-prawna regulacja.

Trochę więcej wiary w wolny rynek i racjonalizm konsumenta.

Przysłuchując poniedziałkowej debacie w UKE na temat mierzenia jakości usług dostępu do internetu doszedłem – na własny użytek – do trzech wniosków: a) lepszy, lub gorszy system pomiarów na pewno da się stworzyć, b) nikt nie będzie zadowolony, a operatorzy będą go podważać, jeżeli przełoży się na churn, c) dla większości klientów będzie martwym zapisem. Nie twierdzę, że nie dałby żadnych efektów, bo pewnie zmobilizowałby operatorów do większej dbałości o jakość. Ale może dałoby się to zrobić prościej, taniej i w zgodzie z zasadami wolnego rynku i konkurencji.

Pozostało 84% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy