Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia

Wielu komercyjnych przedsiębiorców telekomunikacyjnych od niemal dwóch lat dostaje gęsiej skórki na samo hasło: JST. Wszyscy oczywiście są zdziwieni, dlaczego. Dlaczego komercyjny przedsiębiorca może bać się JST, które z założenia mają swoją aktywność na rynku telekomunikacyjnym ograniczać do tzw. internetu socjalnego. Nic bardziej mylnego. Oczko w głowie byłej Prezes UKE, Anny Streżyńskiej, czyli tzw. megaustawa doprowadziła do wypaczeń, które poprzez aktywne działania JST niszczą lokalny rynek. Co gorsza, sam UKE przez dłuższy czas uchylał się od zajęcia stanowiska w przedmiotowej sprawie, aż w końcu przemówił

Publikacja: 01.10.2012 09:00

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia

Foto: ROL

Red

- Projekty do nas zgłaszane negocjujemy z JST w taki sposób, żeby nie były szkodliwe dla rynku (ograniczamy przepływność do 256 kbit/s, czasem w wyjątkowych sytuacjach do 512 kbit/s). Wprowadzamy także obowiązki związane z przerywaniem sesji i - w zależności od sytuacji panującej na rynku - ograniczenia związane z limitem transferu danych. Naszym zdaniem usługi samorządów do nas zgłaszane nie szkodzą rynkowi. Przeciwnie, motywują operatorów do większych starań i zaoferowania klientom czegoś więcej niż niegwarantowana usługa internetowa, często sprzedawana jako 2 Mbit/s a świadczona jako 256 kbit/s

– pisała w sierpniu ubiegłego roku

Anna Streżyńska

(www.uke.gov.pl, 8 lipca 2011 r, "Świadczenie usługi dostępu do internetu przez JST").

Kompletnie nie zgadzam się z twierdzeniem o braku szkodliwości dla lokalnego rynku w związku z dalszą wypowiedzią:

- To, czego nam brakuje, to uprawnienie do egzekwowania od JST żeby przestrzegały nałożonych ograniczeń. Obecnie łamanie zasad jest bezkarne, a kontrole mogą się skończyć tylko zaleceniami, których podmioty te nie muszą przestrzegać. Optymalne byłoby także, żeby samorząd, który chce świadczyć darmowy internet, przeznaczył na to określoną kwotę i ogłosił przetarg na te usługę, w którym wezmą udział operatorzy. Zbyt często JST świadczą te usługi za pomocą własnych pracowników lub jednostek komunalnych, co powinno być ostatecznością. Na razie możemy zalecać inne postępowanie, mamy nadzieje, że będziemy mogli je egzekwować (www.uke.gov.pl, 8 lipca 2011 r, Świadczenie usługi dostępu do internetu przez JST").

Czyli jednak w końcówce kadencji poprzedniej prezes dotarło do UKE, że coś nie działa tak, jak powinno. Niestety, zmiana na stanowisku prezesa UKE spowodowała, że zamieszanie na rynku usług dostępu do internetu wywołane przez pojawienie się  JST jest spore i nic na razie nie wskazuje na możliwość uporządkowania sytuacji.

Podłączenie 75 razy za drogie

Często projekty telekomunikacyjne JST przygotowywane są, niestety, bez należytych kompetencji i na wyrost, co  w prosty sposób prowadzi do marnotrawienia publicznych pieniędzy i zaburzania konkurencji na rynku lokalnym.

Pierwszy z brzegu, chyba najbardziej spektakularny, przykład: projekt Pisz-Online, w którym na podłączenie jednego użytkownika końcowego przeznaczano około 60 tysięcy złotych. Kwota szokująca. Dla porównania: komercyjny operator świadczący usługi dla indywidualnego klienta może sobie pozwolić na koszt rzędu 700-800 zł „per klient", żeby w drugim roku trwania umowy móc coś zarobić. W przypadku Pisza tylko dzięki bardzo silnej determinacji jednego z lokalnych dostawców usług udało się ten zupełnie chory i marnotrawiący publiczne pieniądze projekt zablokować.

Jednakże w wielu miejscach kraju zabawy JST w operatorów telekomunikacyjnych trwają w najlepsze. Gminy uznały, że mają misję: dostarczyć do „wykluczonych cyfrowo" internet, nie przejmując się zupełnie faktem, że często dublują istniejącą infrastrukturę i rugują działających od wielu lat na własnym terenie operatorów komercyjnych. Żeby były pozory racjonalności powołuje się nawet gminne spółki telekomunikacyjne.

JST zapomniały jednak, że po zakończeniu projektu trzeba będzie cały ten kram utrzymać, a w spółkach kapitałowych z pustego i Salomon nie naleje.

Żeby nie opierać się tylko na przykładzie z najbliższego otoczenia, przyjrzałem się kilku projektom JST: Piaski, Złotoryja, Adamów, Grodzisk Mazowiecki. Wszystkie bez wyjątku, moim zdaniem, nie domykają się biznesowo, a na obszarach, gdzie są realizowane wchodzą w paradę dostawcom komercyjnym.  Wszędzie urzędnicy zdają się nie przejmować tym, co wydarzy się po tzw. okresie trwałości projektu, gdy skończy się finansowanie z przepastnego wora Unii Europejskiej.

Życie nie znosi próżni, więc ja wiem co się stanie: przedsięwzięcia te zostaną sprzedane. Bądź lokalnym, bądź ogólnopolskim telekomom. Innego wyjścia nie ma.

Regionalna "zagwozdka

"

Regionalne sieci szerokopasmowe, to projekty, których skalę można określić jako  historyczną. Tworzą bez wątpienia niepowtarzalną szansę dla rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Niestety, tu również jest wiele problemów, niejasności i obaw. Siłą rzeczy najbardziej interesuje mnie Wielkopolska Sieć Szerokopasmowa (WSS), bo moja firma operuje na tym samym terenie.

Budżet projektu – 410 mln PLN. Do wybudowania 4000 km infrastruktury. Daje to średnią stawkę 102 500 zł za kilometr. Dużo na pierwszy rzut oka. Mam świadomość, że w całkowitym budżecie są nie tylko kable i kanalizacja, ale również całe zaplecze aktywne: od przełączników i routerów począwszy na agregatach prądotwórczych skończywszy. Aby bardziej rzetelnie odnieść się do planowanych kosztów WSS, kilkakrotnie usiłowałem zapoznać się ze studium wykonalności projektu WSS, jednakże „dokument", który można pobrać ze strony www.wsssa.pl jest uszkodzony i nie daje się otworzyć.

Zresztą cała strona www.wsssa.pl jest prowadzona w sposób (delikatnie mówiąc) dezinformujący. Mapa WSS znajdująca się na stronie została ogołocona z nazw miejscowości. W jakim celu pytam, jeśli oficjalne założenie jest takie, że WSS nie buduje ostatniej mili i nie będzie dostarczać usług do klientów końcowych? Dla operatorów alternatywnych mapa z miejscowościami byłaby niezmiernie przydatna, żeby już dziś móc planować swoje działania w zakresie ostatniej mili w rejonach, gdzie docierać będzie koniec światłowodu WSS. W trakcie prac w grupie roboczej WSS ponad dwa lata temu widziałem wprawdzie wstępny spis miejscowości, gdzie planowane są węzły wielkopolskiej pajęczyny, ale spis ten nie zastąpi dobrej mapy.

Na wtorkowym (25.09) II Wielkopolskim Forum Szerokopasmowym rozwinęła się ciekawa dyskusja. Operatorzy zrzeszeni wokół Inet Group zgłaszali bowiem obawy, czy WSS nie zagrozi ich interesom. W wyjaśnieniu usłyszeli - po raz kolejny - zapewnienia, że WSS ma być siecią otwartą. Świadczącą usługi każdemu zainteresowanemu przedsiębiorcy telekomunikacyjnemu, że strażnikiem tej neutralności jest Komisja Europejska. Jako argument podano, że do notyfikacji projektu WSS przed KE wymagany był plan oferty ramowej dla podmiotów zainteresowanych korzystaniem z usług WSS.

Na sali zapanowała lekka konsternacja, ponieważ nikt tej oferty ramowej, ani jej planu nie widział. Chwilę później usłyszeliśmy, że oferta ramowa jest dopiero w opracowaniu. Przyznam szczerze, że nic z tego nie rozumiem.

Jest jeszcze inny, mało widoczny, aspekt kosztów budowy sieci: lwia część opłat związanych z uzgodnieniami i późniejszą eksploatacją tego, co zostało wybudowane trafia... z powrotem do kasy samorządu. To samorządy bowiem ochoczo stosują stawki maksymalne za umieszczenie urządzeń w pasie drogowym, czy organizację ruchu. Moim zdaniem w ten sposób JST znalazły furtkę do reperacji swoich budżetów przy okazji budowy sieci. Pytanie, czy taki był plan, czy samorządy same sobie tak wymyśliły?

Tym sposobem, okrężną drogą, przy poczuciu dobrze spełnionego przez urzędników obowiązku, budujemy za więcej niż powinniśmy naszą infrastrukturę telekomunikacyjną, a „towaru pierwszej potrzeby", czyli kanalizacji kablowej w centrum Poznania, czy Warszawy nadal w wielu miejscach brakuje „bo nikomu się to nie opłaca"...

[śródtytuły od redakcji]

Tomasz Śląski

, dyrektor ds. operacyjnych Horyzont Technologie Internetowe

Absolwent Deutsche Management Akademie Niedersachsen. Studiował także zarządzanie i marketing w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Poznaniu. W branży IT nieprzerwanie od 1992 r., począwszy od administratora sieci, poprzez kierowanie własną firmą wrażającą rozwiązania ERP w przemyśle i ochronie zdrowia, na stanowiskach kierowniczych branży

stricte

telekomunikacyjnej skończywszy. Obecnie dyrektor ds. operacyjnych w Horyzont Technologie Internetowe sp. z o.o., która jest lokalnym operatorem telekomunikacyjnym z 15 letnim stażem na rynku w Poznaniu i aglomeracji.

- Projekty do nas zgłaszane negocjujemy z JST w taki sposób, żeby nie były szkodliwe dla rynku (ograniczamy przepływność do 256 kbit/s, czasem w wyjątkowych sytuacjach do 512 kbit/s). Wprowadzamy także obowiązki związane z przerywaniem sesji i - w zależności od sytuacji panującej na rynku - ograniczenia związane z limitem transferu danych. Naszym zdaniem usługi samorządów do nas zgłaszane nie szkodzą rynkowi. Przeciwnie, motywują operatorów do większych starań i zaoferowania klientom czegoś więcej niż niegwarantowana usługa internetowa, często sprzedawana jako 2 Mbit/s a świadczona jako 256 kbit/s

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy