Szczególnego pecha mieli ci, którzy kupili papiery dziesięcioletnie po 1 listopada. Gdyby zrobili to dzień wcześniej (np. na skutek ostrzeżenia, które ukazało się w „MP"), zaoszczędziliby ponad 4,5 zł (bez podatku) na każdym papierze.
Wystarczy porównać efekty inwestycji dwóch osób deponujących obligacje na IKE; pierwsza kupiła te papiery za całą dopuszczalną na ten rok sumę 10,5 tys. zł przed 1 listopada, a druga po tym terminie. Okazuje się, że ta pierwsza zarobi na inwestycji w ciągu 10 lat o 472,5 zł więcej niż druga. W tym przypadku jest to zysk niepodlegający podatkowi Belki. Kwota warta chyba zainteresowania.
Rentowność skarbowych obligacji czteroletnich też ostatnio znacząco spadła, ale w skali o połowę mniejszej niż dziesięciolatek.
W przypadku dwulatek sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Ich rentowność po odliczeniu podatku jest znacząco niższa niż stopa inflacji (3,3 proc.). W obecnych warunkach kupowanie tych papierów zapewnia tylko nominalny zysk, a realnie licząc, ponosimy stratę.
To gwałtowne załamanie rentowności obligacji jest związane z sukcesami, jakie resort finansów odnosi przy sprzedaży obligacji inwestorom instytucjonalnym. Rentowność papierów hurtowych spadła już do około 4 proc. Ministerstwo wyraźnie uznało, że i drobni ciułacze też powinni otrzymywać niższe odsetki. Można przewidywać, że teraz detaliczne papiery dziesięcioletnie będą przynosić średnio 4,5–5,5 proc. odsetek w roku, a czteroletnie 4,25–5,25 proc.