Marszand kreuje zainteresowanie pracami wybranego artysty

Rynek sztuki | Obraz może być doskonały, nowatorski, ale przeminie niezauważony, jeśli nikt nie zajmie się promocją twórcy.

Publikacja: 28.03.2013 00:58

Niedawno Desie Unicum (www.desa.pl) udało się bardzo dobrze sprzedać prywatną kolekcję 21 dzieł Jerzego Nowosielskiego, obrazy osiągnęły ceny 200–400 tys. zł. Wysokie ceny dzieł tego artysty na naszym rynku to najlepszy przykład efektów wieloletniej pracy marszanda. Nowosielski (1923–2011) byłby nadal tylko jednym z setek malarzy, gdyby nie wykreował go Andrzej Starmach (www.starmach.com.pl).

Krakowski marszand miał trudne zadanie. Niedojrzały polski rynek jeszcze w końcu lat 90. nie cenił sztuki żyjących malarzy. Przeanalizowałem liczby w trzech tomach „Notowań na aukcjach w Polsce" z lat 1990–2004 (dane zebrał Sławomir Bołdok). W latach 1990–1997 na początku listy malarzy, których prace najczęściej były kupowane na aukcjach, nie było żadnego żyjącego artysty. Sprzedano najwięcej obrazów:  Jacka Malczewskiego, Wlastimila Hofmana, Jerzego Kossaka, Nikifora i Witkacego. Jerzy Nowosielski był wtedy najczęściej licytowanym żyjącym malarzem. Ale pod względem liczby sprzedanych obrazów znajdował się dopiero w trzeciej dziesiątce.

Przełom nastąpił dopiero w latach 2001–2004. Na pierwszym miejscu znalazł się Wlastimil Hofman, a już na drugim(!) Jerzy Nowosielski. Wyprzedził Jerzego Kossaka, Nikifora i Jacka Malczewskiego. Ten awans zawdzięczał zabiegom Andrzeja Starmacha.

Przede wszystkim prace Nowosielskiego zaczęły osiągać na aukcjach rekordowe ceny, to zwróciło uwagę na dorobek malarza.

Wybitny obraz musi kosztować

Na jednej z aukcji zaobserwowałem, że Starmach sam ostro licytował obraz Nowosielskiego. Kiedy licytacja zatrzymała się na 30 tys. zł, podbił cenę od razu do 80 tys. zł. W wywiadzie dla „Moich Pieniędzy" (1 grudnia 2000 r.) zapytałem marszanda, czy nie była to próba sztucznego kreowania ceny.  Odpowiedział: „Z samego kreowania cen marszand nie wyżyje. Gdyby nie było klientów, którzy tę sztukę kochają i cenią, to nie utrzymałbym się na rynku. Wybitny obraz wybitnego artysty musi drogo kosztować. Staram się kupować najlepsze obrazy Nowosielskiego, żeby je przetrzymać najdłużej, jak się da. Im dłużej obraz przetrzymam, tym więcej na nim zarobię. Gdy trafia się obraz lepszy od któregoś z mojego żelaznego zapasu, to go kupuję".

Od tamtej aukcji wysoka cena 100 tys. zł stała się rodzajem wizytówki malarza. Równocześnie w prasie ukazywały się entuzjastyczne teksty o dorobku artysty.

W 2003 r. Starmach prywatnie zorganizował w „Zachęcie" monograficzną wystawę Nowosielskiego, która stała się autentycznym wydarzeniem artystycznym i medialną sensacją.  Starmach wydał bogaty album. Szybko doczekał się on drugiego wydania.

W kolejnym wywiadzie zapytałem marszanda, czy wystawa miała wpływ na ceny. Odpowiedział, że ceny nie wzrosły, ale ustabilizowały się na dotychczasowym wysokim poziomie. Dzięki wystawie Starmach dotarł do właścicieli obrazów, czyli zapewnił sobie podaż towaru. Formalnie zaczął od tego, że w 1996 r. powołał fundację promującą  malarza.

Starmach Gallery w tym roku po raz jedenasty weźmie udział w najbardziej prestiżowych targach sztuki w Bazylei. To wielki sukces. Marszand próbował wylansować artystę w świecie. Nie udało się.

Polska sztuka, z uwagi na poziom zamożności naszego społeczeństwa ma dużo niższe ceny od porównywalnej sztuki światowej. Dyskwalifikuje ją to na międzynarodowym rynku. Młody Wilhelm Sasnal odniósł tam cenowy sukces dlatego, że wylansowała go Saatchi Gallery, której właściciel dysponuje innym kapitałem i wpływami, niż najlepszy polski handlarz sztuką.

Marszand lepszy od muzeum Guggenheima

Wszędzie na świecie pozycja artysty zależy od marszanda. Klasyk naszej sztuki Wojciech Fangor przez 40 lat mieszkał głównie w USA. Chwilowy sukces na amerykańskim rynku zapewnił mu emigrant z Kielc, marszand Aron Lejwa, którego losy opisałem w mojej książce „Przygoda bycia Polakiem". Fangor mówi tam: „Wystawa u Lejwy miała większe praktyczne znaczenie dla opinii o mnie niż indywidualna wystawa w Muzeum Guggenheima. Lejwa znał wpływowych dziennikarzy. Po wystawie u niego czołowy krytyk „New York Timesa" John Canday poświęcił mi kolumnę gazety. U Guggenheima stale są czasowe wystawy. Natomiast całostronicowy tekst w „NYT" to rzadkość".

Ilekroć płacisz za obraz, pamiętaj, że jego wycena jest zawsze subiektywna. Kto słyszałby o niedawnej studentce Agacie Kleczkowskiej (ur. 1987 r.)? Kiedy Dom Aukcyjny Abbey House (www.abbeyhouse.pl) poinformował, że sprzedał na aukcji jej obraz za 160 tys. zł, media natychmiast zaczęły pisać o najdroższym obrazie artysty młodego pokolenia. Zaczęto porównywać malarkę z Sasnalem.

Agata Kleczkowska jest uczennicą klasyka sztuki Leona Tarasewicza. Uczennicą Tarasewicza jest też Marta Kochanek-Zbroja (ur. 1979 r.),  od lat ceniona przez miłośników sztuki. Wystawiała w dobrych galeriach niekomercyjnych. Malarka radzi sobie sama. Jej obrazy są kupowane po ok. 3,5–5 tys. zł.

Czy da się znaleźć racjonalne uzasadnienie faktu, że obrazy Kleczkowskiej są wyżej cenione od dzieł Tarasewicza, Marty Kochanek czy wielu obrazów Nowosielskiego? Handel sztuką to handel emocjami. Ile kosztowałyby obrazy Tarasewicza lub Marty Kochanek, gdyby handlował nimi Andrzej Starmach?

Nie każdemu się udaje

Kiedy dla „Sukcesu" przeprowadziłem wywiad z Fangorem, malarz powiedział: „Rynek nie zmieni obiektywnej wartości dzieła. Jeśli obraz ma wartość artystyczną, to ją ma niezależnie od rynku! Ale rynek może uwypuklić to i wtedy nagle pewne wartości estetyczne staną się niesłychanie pożądane. Staną się sławne i osiągną olbrzymie ceny".

Nikt inny, w takiej skali jak to zrobił Andrzej Starmach, nie wykreował trwale na polskim rynku cen na prace wybranego malarza. W 2009 r. w czasie załamania rynku nieoczekiwanie wystrzeliły ceny obrazów np. Stefana Gierowskiego. To inny marszand otwierał akurat fundusz inwestowania w sztukę i kreował rynkowe argumenty dla potencjalnych klientów funduszu. Jednak szybko wycofał się z rynku.

Sukces handlarza sztuką zależy od jego talentu, kapitału, wpływów. Oczywiście i tak twórczość każdego malarza zweryfikuje czas.

Od lat informuję o Targowisku Sztuki studentów warszawskiej ASP odbywającym się co  miesiąc w Zamku Królewskim. Można tam znaleźć sztukę mniej zależną od rynku. Ekstrazyskiem jest bezpośredni kontakt z autorem.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

j.miliszkiewicz@rp.pl

Niedawno Desie Unicum (www.desa.pl) udało się bardzo dobrze sprzedać prywatną kolekcję 21 dzieł Jerzego Nowosielskiego, obrazy osiągnęły ceny 200–400 tys. zł. Wysokie ceny dzieł tego artysty na naszym rynku to najlepszy przykład efektów wieloletniej pracy marszanda. Nowosielski (1923–2011) byłby nadal tylko jednym z setek malarzy, gdyby nie wykreował go Andrzej Starmach (www.starmach.com.pl).

Krakowski marszand miał trudne zadanie. Niedojrzały polski rynek jeszcze w końcu lat 90. nie cenił sztuki żyjących malarzy. Przeanalizowałem liczby w trzech tomach „Notowań na aukcjach w Polsce" z lat 1990–2004 (dane zebrał Sławomir Bołdok). W latach 1990–1997 na początku listy malarzy, których prace najczęściej były kupowane na aukcjach, nie było żadnego żyjącego artysty. Sprzedano najwięcej obrazów:  Jacka Malczewskiego, Wlastimila Hofmana, Jerzego Kossaka, Nikifora i Witkacego. Jerzy Nowosielski był wtedy najczęściej licytowanym żyjącym malarzem. Ale pod względem liczby sprzedanych obrazów znajdował się dopiero w trzeciej dziesiątce.

Pozostało 84% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy