Na starcie notowań kursy głównych walut w Warszawie nie różniły się od piątkowych zamknięć. Euro kosztowało 4,22 zł, a szwajcarski frank 3,42 zł. Dolar zaczął dzień w połowie przedziału 3,15–3,16 zł.
Kolejne godziny upłynęły pod znakiem powolnego osłabiania naszego pieniądza. Deprecjacji nie były nawet w stanie powstrzymać znacznie lepsze od zakładanych dane o lipcowej sprzedaży detalicznej, które pokazały, że Polacy coraz mniej boją się o przyszłość i chętnie konsumują nadwyżki finansowe.
W dołku, wczesnym popołudniem, kursy euro i dolara były o blisko jeden grosz wyższe niż rano. Obroty nie były jednak duże. Na rynku widoczny był brak inwestorów z Londynu, którzy w poniedziałek świętowali dzień bankowca.
Druga część notowań przyniosła zmianę nastawienia inwestorów do złotego. Zaczął zyskiwać na wartości i do wieczora odrobił większość strat. Dlatego na zamknięciu euro kosztowało niespełna 4,23 zł, frank poniżej 3,43 zł, a dolar 3,16 zł.
Na rynku długu ceny polskich obligacji rosły drugi dzień z rzędu. Rentowność papierów dziesięcioletnich zmalała do 4,38 proc. (z 4,47 proc.), pięcioletnich do 3,75 proc. (3,82 proc.),?a dwuletnich do 3,01 proc. (z 3,04 proc.).