Każdego stać na sztukę

Grafika artystyczna, rzeźba, fotografia są na naszym rynku tanie – mówi Jerzy Pieróg, kolekcjoner w rozmowie z Januszem Miliszkiewiczem.

Publikacja: 22.03.2014 09:00

Rz: W 2009 r. ukończył pan studia podyplomowe o rynku sztuki, organizowane w Krakowie przez Stowarzyszenie Antykwariuszy Polskich. Do czego adwokatowi potrzebne studia z tej dziedziny?

Jerzy Pieróg:

Kolekcjonuję współczesne malarstwo i rzeźbę. Interesuje mnie dorobek trzech ostatnich dekad. Podjąłem studia, żeby lepiej poznać rynek.  Obroniłem pracę dyplomową na temat opłat droit de suite, czyli z dziedziny prawa autorskiego w sztuce. Pod względem profesjonalnym studia może nie były najlepsze (była to druga edycja) dla osób, które chciałyby wykonywać zawód związany z rynkiem sztuki. Mnie pozwoliły nawiązać kontakty.

Kolekcjonerem zostałem kilkanaście lat temu, kiedy dochody pozwoliły mi na inwestowanie. Sztuką interesowałem się już w szkole średniej. Do dziś mam książkę „500 zagadek z historii sztuki", którą kupiłem jako uczeń. Szybko odkryłem swoje prawdziwe zamiłowania. Mój służbowy gabinet zdobi sztuka abstrakcyjna, którą najwyżej cenię. Są to obrazy np. Henryka Stażewskiego, Ryszarda Winiarskiego, Leona Tarasewicza.

Pierwsze obrazy kupiłem w Kazimierzu Dolnym. Ich autorami są malarze z kazimierskiej kolonii artystycznej, np. Daniel de Tramercourt. Pierwszy obraz, jaki kupiłem na aukcji, to rysunek sepią Jacka Malczewskiego. Kosztował 10 tys. zł.

Ważniejsze są motywacje inwestycyjne czy zamiłowania estetyczne?

Oczywiście, gdybym trafił na dzieło o wysokim potencjale inwestycyjnym, kupiłbym je nawet wtedy, gdyby mi się nie podobało. Czynnik inwestycyjny zawsze ma dla mnie znaczenie. Staram się nie przepłacać, analizuję cenę przed zakupem. Przede wszystkim jednak kupuję dzieła, na które mogę stale patrzeć.

Firmową teczkę pana kancelarii zdobią od niedawna abstrakcyjne obrazy Karoliny Jaklewicz.

W tym malarstwie zachwyca mnie światło. Malarka mieszka i tworzy we Wrocławiu. Związana jest z Galerią Socato.

Co zyskuje kancelaria z tego powodu, że na firmowej teczce jest dobra sztuka?

Nigdy nie zastanawiałem się nad finansowym zyskiem. Dla mnie to wielka radość, że kancelaria promuje dobrą sztukę. To bardzo osobiste uczucie. Po prostu lepiej mi się pracuje w otoczeniu sztuki. Sztuka wzbogaca nas duchowo. Na pewno w sensie wizerunkowym promuje kancelarię.

W ubiegłym roku odbyła się konferencja naukowa z okazji jubileuszu kancelarii. Wystawiliśmy obrazy Karoliny Jaklewicz. Wielu gości zainteresowało się tymi pracami.

Co pan sądzi o cenach na krajowym rynku sztuki?

Każdy, bez względu na zamożność, może zafundować sobie jedno dzieło sztuki rocznie. Na przykład grafika artystyczna jest wyjątkowo tania. Świetną grafikę można znaleźć już za ok 100–200 zł. Generalnie sztuka w Polsce jest względnie tania. Wyjątkowo tanie są rzeźby. Rynek rzeźby praktycznie nie istnieje. Bardzo tanie są fotografie. W ostatnich latach sztuka z ostatniego półwiecza zdecydowanie szybciej zyskuje na wartości niż np. sztuka z przełomu XIX i XX wieku. Jest coraz więcej kolekcjonerów tej sztuki.

Wyjątkowo tania jest sztuka najmłodszych artystów. Po pięciu latach organizowania aukcji średnia cena to ok. 1,2 tys. zł przy cenie wywoławczej 500 zł.

Bardzo dobrze, że organizowane są aukcje sztuki najnowszej, bo na aukcjach z klasyką młodzi nigdy by się nie przebili. Faktycznie sztuka ta nie drożeje. W zasadzie każdego stać na dobrą sztukę, skoro średnie ceny są niskie. Jest to zachęta do kupowania.

Jaki pana zdaniem problem prawny, ważny dla naszego rynku sztuki, należałoby rozwiązać w pierwszej kolejności?

Na rozwiązanie czeka wiele problemów. Na pewno należy uporządkować rynek w zakresie odpowiedzialności antykwariuszy i marszandów za to, co sprzedają. Powinni odpowiadać za szeroko rozumianą jakość oferty. Brak szczegółowych regulacji w tym zakresie psuje rynek. Paradoksalnie najwięcej tracą sprzedawcy, bo potencjalni klienci obawiają się kupowania sztuki. Zniechęcają ich głośne afery, np. sprzedaż falsyfikatów, a także sposób rozwiązywania konfliktów z klientami przez sprzedawców.

Sprzedawcy nie mogą się ograniczać do sprawdzania na oko, mówiąc potocznym językiem, czy sprzedawane dzieło jest oryginałem. Prawnej regulacji wymaga zawód eksperta, który decyduje o autentyczności dzieł, a więc o majątku potencjalnych nabywców. Nadal zdarza się, że ekspert wydaje opinię tylko na podstawie zdjęcia. Ekspert powinien mieć obowiązkowe ubezpieczenie OC i powinien ponosić odpowiedzialność prawną za swoje ekspertyzy.

Nie może być też finansowo zależny od sprzedawcy.

Zdrowy rozsądek podpowiada, że jeśli antykwariusz lub marszand chce sprzedać towar, to nie będzie mnożył wątpliwości co do jego oryginalności lub realnej ceny. Jeśli sprzedawca płaci ekspertowi za opinię, to czy ekspert wychyli się z wątpliwościami? Ekspertyzę, w razie wątpliwości, powinien zamawiać kupujący u niezależnego eksperta.

Trafność wycen to osobny wielki problem. Nie ma instytucji niezależnej od rynku, która rekomendowałaby i konsultowałaby zakupy, zwłaszcza inwestycyjne. Inwestor błądzi po omacku. Sam musi zbierać doświadczenia metodą prób i błędów. Z braku miejsca oczywiście zaledwie sygnalizuję problemy.

Niektórzy antykwariusze tłumaczą, że rynek sztuki po 25 latach istnienia nie jest uregulowany prawnie, bo jesteśmy w okresie przejściowym.

Okres przejściowy powinien trwać najwyżej pięć lat. Tak jest w innych dziedzinach gospodarki, a rynek sztuki to niewątpliwie dział gospodarki. Zdumiewa mnie, że rynek sztuki nie został uregulowany pod względem prawnym nawet po wejściu Polski do Unii Europejskiej. W zasięgu ręki mamy sprawdzone rozwiązania prawne, które w większym stopniu chronią klientów. Tam istnieją one 100–200 lat.

W Polsce modna jest deregulacja zawodów. Może państwo wychodzi z założenia, że o oryginalności dzieł może decydować każdy?

Deregulacja nie może oznaczać premiowania niekompetencji.

Handel sztuką i antykami to bodaj jedyny dział gospodarki, do którego nie wszedł obcy kapitał.

Dlatego właśnie, że rynek ten nie jest prawnie uregulowany. Obcy kapitał wchodzi tam, gdzie ma zagwarantowaną pewność i bezpieczeństwo obrotu. Kto zainwestuje duże pieniądze, jeśli nie czuje się bezpiecznie od strony prawnej? Na światowym rynku sztuki obowiązują określone standardy, podczas gdy na naszym rynku różne podmioty robią, co chcą i nie ponoszą za to odpowiedzialności.

Nasi antykwariusze wyjaśniają, że obcy kapitał nie wchodzi, bo nasz rynek jest za mały.

Prawie 40-milionowy naród i mały rynek? Polacy coraz lepiej zarabiają. Swobodnie podróżują po świecie. Podpatrują wzory życia zamożnych społeczeństw. Interesują się sztuką. Poza tym na małym rynku też można zarobić. Jest wiele krajów o porównywalnym potencjale, w których rynek sztuki kwitnie.

Faktem jest, że problemy, jakie zasygnalizowałem, odpychają od rynku nowych klientów. Dlatego rynek jest mały. Może, podobnie jak w niektórych innych działach gospodarki, dominuje krótkowzroczność? Niektórzy sprzedawcy sztuki zachowują się tak, jakby dziś chcieli jak najwięcej zarobić i nie interesuje ich, co będzie jutro.

W piątek specjalnie jedzie pan na wernisaż do Radomia.

Muzeum Sztuki Współczesnej Elektrownia w Radomiu otwiera wystawę poplenerową. Spędzę tam cały dzień. Chcę się spotkać z artystami, porozmawiać z nimi. To znakomicie odstresowuje. Kolekcjonowanie sztuki to dla mnie również forma relaksu. Ważnym przeżyciem jest możliwość poznania twórcy, otoczenia, w jakim pracuje, skąd czerpie inspiracje. Szczególnie ciekawi mnie, jakie prace artyści zatrzymują dla siebie i dlaczego nie chcą ich sprzedać.

Rz: W 2009 r. ukończył pan studia podyplomowe o rynku sztuki, organizowane w Krakowie przez Stowarzyszenie Antykwariuszy Polskich. Do czego adwokatowi potrzebne studia z tej dziedziny?

Jerzy Pieróg:

Pozostało 98% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy