Jeżeli jesteśmy namawiani na zakup drogiego ubezpieczenia czy „przedłużonej gwarancji" zapewniającej „pełną" ochronę tabletu lub smartfona, miejmy się na baczności. Ubezpieczenia od wszystkiego nie ma, a polisy kupowane razem ze sprzętem przeważnie oferują słabą ochronę.
Mało który klient przed zawarciem umowy dostaje do przeczytania ogólne warunki ubezpieczenia (OWU). Najczęściej dowiadujemy się o szczegółach posiadanej ochrony dopiero wtedy, gdy występujemy o odszkodowanie. Rzecznik finansowy opublikował obszerny raport o ubezpieczeniu sprzętu elektronicznego. Okazuje się, że pułapek w ubezpieczeniu laptopów, tabletów czy aparatów fotograficznych jest bardzo dużo.
– Sprzedawcy w sieciach handlowych przekonują klientów, że takie umowy obejmą każde uszkodzenie sprzętu. Robią to, bo mają określone plany sprzedażowe, a prowizje dla sklepu sięgają 70 proc. płaconych przez klienta składek – mówi Krystyna Krawczyk, dyrektor wydziału klienta rynku ubezpieczeniowo-emerytalnego w Biurze Rzecznika Finansowego.
– Niestety, po szkodzie okazuje się, że umowa zawiera wiele ograniczeń. Efekt jest taki, że korzyści ze sprzedaży tego typu ubezpieczeń czerpią głównie sieci handlowe pobierające wysokie prowizje za sprzedaż. Klienci mają niewielką ochronę w stosunku do płaconej składki.
Kłopotliwa siła zewnętrzna
Ubezpieczenie sprzętu elektronicznego zapewnia ochronę m.in. w razie takich zdarzeń jak: awaria, przypadkowe uszkodzenie, nieszczęśliwy wypadek, przepięcie prądu, kradzież z włamaniem. Zasady określone są w OWU i niestety nierzadko budzą kontrowersje.