Został pan ambasadorem Polski na Białorusi w 2011 r. Wtedy też tłumiono protesty, prześladowano mniejszość polską oraz wsadzano za kraty przeciwników dyktatora. Czym ówczesna Białoruś różni się od dzisiejszej?
Miałem szczęście, bo system polityczny nie był jeszcze skonsolidowany, dopiero zmierzał ku totalitaryzmowi. Wtedy na Białorusi działały jeszcze opozycyjne media, ukazywała się niezależna prasa. Była inna atmosfera. Łukaszenko próbował flirtować z Zachodem. Owszem, przyjechałem tuż po rozpędzeniu wielkiej demonstracji powyborczej (w grudniu 2010 r. – red.). Ale przypomnijmy, co było przed tamtymi wyborami prezydenckimi. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski razem z ówczesnym szefem dyplomacji Niemiec Guido Westerwelle (zmarł w 2016 r. – red.) odwiedzali Mińsk. Stronie białoruskiej proponowano, że w zamian za poluzowanie represji i demokratyzację kraju Białoruś może liczyć na pomoc finansową Europy. To była pewna realna próba zawrócenia Łukaszenki z tej zgubnej drogi, która prowadziła do totalitaryzmu i jego dożywotniej władzy.
Czy to prawda, że rosyjska aneksja Krymu mocno wystraszyła Łukaszenkę w 2014 r.? Podobno szukał wówczas przyjaciół na Zachodzie. Jak to wyglądało z perspektywy polskiego dyplomaty?
Oczywiste jest to, że gdyby Rosja odniosła sukces i pokonała Ukrainę, to mocno zawęziłoby pole manewru o wiele słabszej Białorusi Łukaszenki. Wiedział, że nie może otwarcie hamować Rosji i oponować Moskwie, ale na pewno zależało mu na tym, by Rosja zbyt szybko i zbyt łatwo nie osiągnęła swoich celów. Były rozmowy z ówczesnym szefem białoruskiej dyplomacji Uładzimirem Makiejem, który sugerował, że Białoruś jest zainteresowana innym sposobem rozwiązania konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.
Czytaj więcej
Testują gotowość Zachodu do odpowiedzi na działania hybrydowe, które mogą być wstępem do znacznie...
Makiej nagle zmarł w Mińsku w wieku 64 lat, kilka miesięcy po wybuchu pełnoskalowej wojny Rosji z Ukrainą. Są opinie, że był zwolennikiem zbliżenia Białorusi z Zachodem.
Z Makiejem był pewien problem, bo zaczynał w radzieckim wywiadzie wojskowym GRU. Karierę na Białorusi z kolei rozpoczął od opieki nad starszym synem Łukaszenki – Wiktorem. I to Wiktor ciągnął go za sobą jako doradcę. Dzięki temu znalazł się u boku Łukaszenki. Rzeczywiście, gdy przyjechałem na Białoruś, spotkałem się z opinią, że Makiej dąży do większego otwarcia na Zachód, bo uważa, że to wzmocni Łukaszenkę, który będzie miał więcej argumentów w rozmowach z Moskwą. Makiej inwestował też w białoruską niezależność kulturalną, wspierał język białoruski. Słyszałem, że promował niektóre książki prezentujące inną niż sowiecka wizję historii Białorusi. Próbował nie dopuścić do tego, by Białoruś powędrowała wyłącznie na Wschód. Chciał balansować pomiędzy Wschodem a Zachodem. Czy robił to szczerze? Tego nie wiemy. Ale bez wątpienia był to człowiek otwarty na kontakty z Zachodem.
Dzisiaj Białoruś kojarzy się jednoznacznie z antypolskim reżimem Łukaszenki. Czy mamy tam przyjaciół?
Możemy kogoś uważać za wroga, ale często zdarzało się tak, że gdy zaczynałem z kimś osobiście rozmawiać, to wspominając swoją przeszłość, okazywało się, że mamy wiele wspólnego. Polska miała tam wielu przyjaciół w różnych instytucjach zajmujących się kulturą. Nawet w Akademii Nauk Białorusi. W różnych muzeach realizowaliśmy wiele wspólnych przedsięwzięć, projektów. Miałem okazję rozmawiać nawet z białoruskimi wojskowymi i znajdowaliśmy wspólny język. Rozumiemy się z Białorusinami, wystarczy spojrzeć, jak dużo ludzi z Białorusi przyjechało do Polski i czują się tu dobrze. Za moich czasów mieliśmy dobre kontakty z prozachodnią częścią elit białoruskich. Ale to była mniejszość. Od tamtej pory wielu z tych ludzi wyjechało z Białorusi i grono naszych przyjaciół jeszcze bardziej się skurczyło.