Czy Łukaszenko jest zdolny do wywołania gorącej wojny?
Myślę, że nie. Nie mógłby zrobić tego bez zgody Moskwy. Zresztą sytuację na granicy trudno nazywać wojną. Wydaje się, że celem działań Łukaszenki jest próba wymuszenia uznania przez Zachód jego władzy, uznania go za prezydenta. Celem jest też destabilizacja Polski, a na tym bardziej może zależeć Rosji niż Białorusi. Na razie nie obserwujemy żadnych śladów działań, które miałyby charakter militarny, poza demonstracją siły. Zresztą przekaz strony białoruskiej nie wskazuje np. na kwestie mniejszości białoruskiej w Polsce czy żądania terytorialne. Trudno natomiast oderwać to, co dzieje się na naszej granicy, od tego, co dzieje się i może się niedługo stać w relacjach Rosji z Zachodem i Rosji z Ukrainą.
Czytaj więcej
Były szef MSZ Adam Rotfeld o polskich działaniach, empatii, telefonie Merkel, agendzie Kremla, lękach Europejczyków.
Czy zatem powinniśmy rozmawiać z Łukaszenką?
Według mnie powinniśmy. Warto dodać, że kraje Unii Europejskiej mają normalne relacje dyplomatyczne z wieloma państwami, które nie są rządzone w sposób demokratyczny i praworządny. Różnica polega tylko na tym, że Białoruś leży w Europie. Rozmowy są konieczne, ale nie mogą się ograniczać tylko do kwestii uchodźców, muszą uwzględniać przede wszystkim temat więźniów politycznych. Smutną ironią ostatnich dwóch lat jest to, że powrót do sytuacji sprzed zrywu wolnościowego na Białorusi wydaje się dziś nierealnym marzeniem. Zacieśniły się związki z Rosją, a prawa człowieka ma się za nic. Ta sytuacja przypomina mi lata 80. w Polsce. Wojciech Jaruzelski jednak co jakiś czas zwalniał więźniów na mocy amnestii, czym każdorazowo poprawiał relacje z Zachodem, ale państwa Zachodu nie zrywały z nim kontaktu nawet w momentach zaostrzenia sytuacji, bo pogorszyłyby sytuację opozycji. Warto kierować się przykładem z naszej historii, zerwanie relacji Zachodu z generałem Jaruzelskim nic by nam wtedy nie dało. Łukaszenko mógłby czerpać z tego doświadczenia.