Sprawa miała swój początek wieczorem 3 sierpnia 2010 roku, kiedy przed jednym z bloków w Białymstoku funkcjonariusze policji znaleźli martwego mężczyznę. O jego śmierci matka dowiedziała się, jednak dopiero dwa dni później, kiedy poszła na komisariat zgłosić jego zaginięcie.
Kobieta wystąpiła do sądu o 100 tys. zł zadośćuczynienia za krzywdę wynikającą z naruszenia jej dóbr osobistych przez Komendę Wojewódzką Policji w Białymstoku. W pozwie wskazała, że brak natychmiastowej informacji o śmierci syna spowodował, że przez dwa dni żyła w strachu i niepewności. Wywołało to u niej ból i cierpienia psychiczne oraz wpłynęło na stan jej zdrowia psychicznego. Od tego czasu ma ona depresję i leczy się psychiatrycznie. Powódka podkreśliła, że żąda kwoty adekwatnej do traumy jaką przeżyła, bólu i cierpień psychicznych, a także następstw w stanie jej zdrowia.
Pozwana komenda policji wniosła o oddalenie powództwa. Jej zdaniem kobieta nie wykazała, że doszło do naruszenia jej dóbr osobistych oraz związku zachowania policjantów z jej krzywdą. Tymczasem miała ona obowiązek tego dowieść przed sądem. Policja podniosła ponadto, że żądana kwoty jest zbyt wysokiej za dwa dni strachu i niepewności.
Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał, że matka nie wykazała swojej krzywdy. Co prawda świadkowie zeznali, że przeżyła ona załamanie nerwowe, jednak było ono wynikiem śmierci syna, a nie zaniechań funkcjonariuszy. Potwierdziła to opinia biegłej z zakresu psychiatrii.
W ostatni czwartek Sąd Apelacyjny w Białymstoku oddalił apelację matki (sygn. akt I ACa 303/14).