Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej unieważnił wczoraj dyrektywę 2006/24/WE Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie zatrzymywania generowanych lub przetwarzanych danych w związku ze świadczeniem ogólnie dostępnych usług łączności elektronicznej. Uznał, że dyrektywa ta narusza prawa i wolności obywatelskie.
Zgodnie z przepisami dyrektywy operatorzy telekomunikacyjni muszą gromadzić dane o wykonywanych połączeniach czy o ruchu w internecie. Minimalny okres przechowywania takich danych na ewentualne potrzeby organów ścigania to sześć miesięcy, a maksymalny – dwa lata. W Polsce przepisy nakazują trzymać je przez rok.
Trybunał nie zakwestionował samego gromadzenia danych, na wypadek gdyby musiały z nich skorzystać odpowiednie służby. Uznał jednak, że obywatele UE powinni mieć odpowiednią ochronę. Dlatego przepisy mają określać konkretne państwowe organy z dostępem do tych danych. Potrzebny jest też niezależny nadzór nad samym dostępem. A obywatele powinni być informowani, że dane o połączeniach są gromadzone i czemu ma to służyć.
– Polska nie musi się wycofywać z obecnych przepisów. Wyrok ten jest jednak silnym argumentem dla obywateli, którzy chcieliby zaskarżyć polskie prawo do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej – ocenia Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon. Dodaje, że może to być ważny argument dla Trybunału Konstytucyjnego, który właśnie rozpatruje skargi na polskie przepisy o retencji danych.
Przypomnijmy, że w zeszłym tygodniu Trybunał Konstytucyjny po trzydniowym posiedzeniu bezterminowo odroczył wydanie wyroku w tej sprawie.