Niektórzy zacierali ręce po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 13 maja 2014 r. w sprawie C 131/12, który dotyczył Google. TS UE wskazał, że pod określonymi warunkami można się domagać usunięcia z wyników wyszukiwania linku do strony z informacjami o nas. Nie każdy wniosek jest jednak rozpatrywany po myśli internautów.
Do tej pory w Polsce pozytywnie rozpatrzono 34 proc. wniosków o usunięcie wyników wyszukiwania w Google. W całej Unii Europejskiej spełniono niecałe 42 proc. takich żądań. Wyrok Trybunału nie oznacza bowiem, że można zamazać niewygodne informacje. I osoba, która chce zniknąć z wyszukiwarek, musi się liczyć z tym, że nadal tam będzie. TS UE wskazał bowiem, że nie można usuwać linków, gdyby naruszało to dobra publiczne. Tym samym z sieci nie znikną wyniki wyszukiwania dotyczące np. działalności polityka czy urzędnika.
Piotr Zalewski z Google Polska wskazuje, że trudności podczas rozpatrywania wniosków o usunięcie linku nastręcza ocena, czy dana osoba jest publiczna, czy też nie. A oceny tej musi dokonać prywatna firma. Dodaje, że wyrok TS UE nie dał żadnych wytycznych, jak rozpatrywać takie przypadki.
I w ten sposób pracownicy firmy sami muszą rozstrzygać, czy w danej sprawie trzeba usunąć linki, czy nie. Google pozytywnie np. rozpatrzył wniosek ofiary gwałtu, która nie chciała, by po wpisaniu jej nazwiska w przeglądarce, pojawiały się linki do artykułu o tym wydarzeniu. Nie uwzględniono jednak wniosku osoby żądającej, by w wynikach wyszukiwania nie było linków do artykułów z informacją, że została ona zwolniona z pracy za przestępstwa seksualne.
– Google stał się w tych kwestiach sądem pierwszej i drugiej instancji. Tak naprawdę nie ma się gdzie odwołać, gdy dany wniosek nie zostanie pozytywnie rozpatrzony – mówi adwokat Paweł Litwiński z Barta Litwiński Kancelaria Radców Prawnych i Adwokatów. Jego zdaniem w takich sprawach można by się zwracać do generalnego inspektora ochrony danych osobowych, ale w praktyce byłoby to mało skuteczne – sprawa długo by się ciągnęła.