Wyciekły nazwiska, adresy e-mailowe i numery telefonów pasażerów „z całego świata", a także nazwiska oraz numery praw jazdy 600 tys. kierowców z USA. Na pytanie, czy były wśród nich dane Polaków, Uber nie chce odpowiedzieć.
– Informujemy właściwe instytucje i oczekujemy dalszych rozmów z nimi. Do czasu zakończenia tego procesu nie możemy ujawnić żadnych dodatkowych szczegółów – powiedziała Magdalena Szulc z biura prasowego polskiego Ubera.
Nie można jednak wykluczyć, że wśród pasażerów nie było Europejczyków, w tym Polaków, których ponad milion korzysta z aplikacji. Link w oświadczeniu szefa Ubera o wycieku dla kierowców kieruje do strony po angielsku, ale ten dla pasażerów – do polskiej. Na niej Uber zapewnia, że pasażerowie nie muszą podejmować żadnych działań, gdyż nie ma dowodów, że doszło do oszustw związanych z atakiem.
– W chwili wykrycia zdarzenia podjęliśmy natychmiastowe kroki w celu zabezpieczenia danych, uniemożliwienia dalszego nieautoryzowanego dostępu do informacji – głosi komunikat po polsku.
Największe zastrzeżenia budzi jednak to, że o przecieku poinformowano z rocznym opóźnieniem. Dara Khosrowshahi, CEO Ubera od sierpnia 2017 r., pisze, że firma stała się świadoma wycieku pod koniec 2016 r.