Odporność Polski na chorobę światowej gospodarki jest zaskakująco wysoka. – Możemy się pochwalić polskim sukcesem – cieszył się w piątek premier Donald Tusk.
Ma z czego, bo podczas gdy w drugim kwartale najprawdopodobniej wszystkie kraje Unii Europejskiej wciąż były na minusie w porównaniu z II kw. 2008 r., my zakończyliśmy ten okres na plusie. I to całkiem sporym – PKB wzrósł o 1,1 proc. – podał Główny Urząd Statystyczny. Tak dobrego wyniku nikt się nie spodziewał. Co przesądza o tym, że znosimy największy od II wojny światowej globalny kryzys gospodarczy stosunkowo dobrze? – Mamy duży krajowy rynek zbytu i konsumentów, którzy mają „zaległości” w zakupach. Nie jesteśmy uzależnieni tylko od eksportu, czyli sytuacji za granicą – wyjaśnia Rafał Antczak, wiceprezes Deloitte Business Consulting.
Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku, dodaje, co uratowało naszą gospodarkę: z Unii Europejskiej płyną cały czas pieniądze na inwestycje, a poza tym płacimy niższe podatki PIT. – To są miliardy złotych, które chronią nas przed recesją – podkreśla Wiśniewski. Rząd upatruje sukcesu także w swoich działaniach.
– Nie rościmy sobie pretensji do 100-procentowej zasługi – mówił premier Tusk na konferencji na warszawskiej giełdzie. Wyliczał jednak, co udało się zrobić – głównie oszczędności w wydatkach publicznych.
Niestety, dobre wyniki za II kwartał wcale nie oznaczają, że polska gospodarka jest w kwitnącej formie. Zgadzają się z tym i rząd, i ekonomiści. – Niektóre problemy jeszcze się zaostrzą – przestrzegał minister finansów Jacek Rostowski. Chodzi m.in. o spodziewany wzrost bezrobocia i zmniejszające się z tego tytułu dochody budżetowe. – Drugie półrocze będzie gorsze od pierwszego – prognozuje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Ale ani razu nie powinniśmy znaleźć się pod kreską.